Badania LifeWay Research są ważnym sygnałem ostrzegawczym dla wierzących. Wynika z nich bowiem jednoznacznie, że… cztery na dziesięć kobiet, które popełniają aborcję w Stanach Zjednoczonych regularnie uczęszcza do kościoła lub zboru. A jednak po „pomoc” udają się nie tyle do własnej świątyni, ile do… kliniki aborcyjnej. Dlaczego? Bo jak same przyznają obawiają się, że zostaną potępione.

Z badań wynika też, że tylko 7 procent kobiet w ciąży rozmawia o zabiciu swojego dziecka z kimś z kościoła, a aż 76 procent sugeruje, że Kościół nie miał najmniejszego znaczenia dla ich decyzji. – To otwiera ogromne pole dla Kościołów, które mogą wpływać na takie decyzje – mówi Scott McConnell, wiceprezes LifeWay Research. Tym, co utrudnia udanie się po pomoc do świątyń różnych wyznań jest fakt, że kobiety obawiają się potępienia samotnego macierzyństwa (takie deklaracje złożyło 65 procent przebadanych kobiet), inne uznają, że chrześcijanie zbyt prosto ujmują kwestie aborcji. Aż dwie trzecie kobiet uznaje też, że członkowie kościołów bardziej są skłonni do plotkowania o kobiecie w ciąży, niż do pomagania jej. Smutne jest także to, że, gdy kobiety proszono o wskazanie, czego mogą się spodziewać po chrześcijańskich wspólnotach osoby w kryzysowej ciąży aż 33 procent uznały, że osądu, a 26, że potępienia, a tylko 16 procent wskazało troskę i 14 procent pomoc.

I choć badania odbyły się w Stanach Zjednoczonych, to w Polsce też powinniśmy się w nie wsłuchać. Katolicyzm jest oczywiście mniej purytański niż amerykański protestantyzm, ale obawa przed osądzeniem czy potępieniem jest identyczna. I dlatego każdy z nas, przede wszystkim obrońców życia i katolików, powinien zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście nasze wspólnoty, są przestrzenią przyjazną nie tylko życiu i przeciwną aborcji, ale także przyjazną osobom w kryzysowych sytuacjach? Czy kobiety w trudnej sytuacji są w stanie znaleźć u nas pomoc, czy też powinny obawiać się osądu i potępienia? Wiem oczywiście, że jest masa miejsc, gdzie pomoc się znajdzie (choćby u zawsze niezawodnego ks. Tomasza Kancelarczyka czy u sióstr antonianek), i gdzie nie trzeba się niczego obawiać, ale taką przestrzenią powinna się stać każda parafia i każdy klasztor, a szerzej każdy dom chrześcijański. Nasze dzieci nie mogą się bać potępienia rodziców, ale powinny wiedzieć, że zawsze mogą znaleźć u nas pomoc. I nie inaczej jest ze świątyniami. To one są miejscem, gdzie można znaleźć prawdziwą pomoc. Kliniki zaś to przestrzeń, w której kobieta może zostać wyłącznie skrzywdzona.

Mam wrażenie, że właśnie do takiej posługi wzywa nas wszystkich papież Franciszek, gdy podkreśla prymat miłosierdzia. Ratowanie dzieci, które jest także posługą miłosierdzia, będzie jeszcze skuteczniejsze, gdy obejmie się jeszcze mocniejszą troską i miłosierdziem także kobiety, które zazwyczaj są ofiarami aborcji (i nieodpowiedzialnych mężczyzn) w stopniu nie mniejszym niż dzieci. Uświadomienie sobie tego pozwala nie tylko na skuteczniejszą obronę życia, ale także na objęcie posługą miłosierdzia kobiet, które tego potrzebują. A jakby tego było mało wpisuje się to w posługę Roku Miłosierdzia.

Tomasz P. Terlikowski