Planned Parenthood to – nie mam najmniejszych wątpliwości – organizacja przestępcza i zbrodnicza. I nie chodzi tylko o to, że jej prominentni działacze handlują ludzkimi ciałami i narządami, że mordują rocznie miliony dzieci, a setki tysięcy kobiet skazują na cierpienie. To także organizacja zbrodnicza, bo odwołująca się do dość paskudnego rasizmu (w znaczeniu dosłownym, bo z jakiegoś powodu aż 70 procent klinik tej organizacji znajduje się w kolorowych dzielnicach) swojej założycielki Margaret Sanger.

Nie ma też wątpliwości, że wbrew zapewnieniom wspierających PP polityków czy celebrytów u podstaw jej działania nie leżą przyczyny ideowe, ale finansowe. Była pracownica organizacji Abby Johnson wprost stwierdzała, że na każdym niemal zebraniu przypominano, że logika pomocy musi ustąpić logice zysku. Z tego też powodu naciskano na wykonywanie jak największej liczby późnych aborcji, które są droższe od wczesnych. Teraz możemy podejrzewać, że późne aborcje są opłacalne dla Planned Parenthood także dlatego, że łatwiej z nich uzyskać narządy, które później można wykorzystać do handlu.

Ewidentny rasizm czy komercyjny charakter promowania prenatalnych morderstw przykrywany jest oczywiście narracjami o rzekomym  współczuciu (akcje T4 też tak reklamowano), prawach kobiet i wolności wyboru. W istocie jednak żadna z tych wartości nie jest broniona. I dlatego mam nadzieję, że pracownicy i szefostwo Planned Parenthood (a także jej lokalnych, także polskich oddziałów) stanie kiedyś przed Trybunałem Międzynarodowym i zostanie skazana, tak jak kiedyś skazano nazistowskich lekarzy. Działalność PP i nazistów niczym się nie różni. I jedno i drugie jest ludobójstwem, na którym robi się gigantyczną kasę. A media i sądy (ten w Kalifornii właśnie zablokował możliwość opublikowania kolejnych materiałów o zbrodniach PP) zajmują się - tak wtedy, jak i teraz - ochroną zbrodniarzy. Smutne, ale nadal ludzie ludziom gotują ten los.

Tomasz P. Terlikowski