Trzeba powiedzieć zupełnie jasno, że dzisiejszy wywiad dla „Gazety Wyborczej” byłego ministra finansów to przekroczenie wszelkich granic. Jan Vincent-Rostowski wprost stwierdza w nim, że PiS jest gorszy niż komuniści, i że niektórzy z jego polityków zasługują na kary surowsze niż komunistyczni zbrodniarze. I właśnie ta opinia jest skandalem, którego nie należy puszczać płazem. Trudno bowiem nie zadać pytania, gdzie są ofiary PiS? Gdzie są więzienia pełne platformersów, na których torturami wymusza się zeznania? Gdzie są rozwaleni i zakopani w nieznanych miejscach przez Kiszczaków i innych Jaruzelskich bohaterowie KOD? Gdzie są maturzyści, którym nie dano się uczyć, ale zakatowano? Gdzie są górnicy z kopalni Wujek? Jeśli PiS ma być gorszy niż komuniści, to oni gdzieś muszą być. A jeśli ich nie ma, to znaczy, że Vincent-Rostowski porównuje do siebie rzeczy nieporównywalne. I jest zwyczajnym politycznym imbecylem.

Imbecylizmu (bo nawet nie ignorancji) dowodzi także sugestia, że PiS-owscy politycy powinni mieć wyższe kary niż komuniści. A ja nie mogę się nie zapytać, czy pan Vincent-Rostowski wie, że w Polsce komuniści nie ponieśli żadnej kary. Mają wysokie emerytury, cieszą się autorytetem, występują w mainstreamowych telewizjach i otrzymują państwowe pogrzeby. O jakich więc karach mówimy? Sugestia też, że zbrodniarze powinni otrzymać niższe kary, niż ludzie, którzy mają inne, niż Vincent-Rostowski poglądy, dowodzi zaś absolutnego braku szacunku dla demokracji i przy okazji zwyczajnej, czysto ludzkiej, głupoty.

Tomasz P. Terlikowski