I niestety nie jest to przesada. Ostatnie miesiące przynoszą kolejne dowody na potwierdzenie tej tezy. Wczoraj odebrano dzieci matce, u której „podejrzewano” depresję. Nikt jej nie zbadał, a o odebraniu czwórki dzieci zdecydowali urzędnicy. I na nic zdały się zapewnienia o związku dzieci z matką. W innym miejscu zabrano dziecko matce, bo było... za grube, a ją samą uznano za nadopiekuńczą. I to wystarczyło, by dzieci zabrać, bo najwyraźniej urzędnicy uznali, że Dom Dziecka zapewni dziecku wystarczająco mało opieki, by to nie czuło się już rozpieszczone.

Wszystko to (a takich historii jest przecież więcej, o czym napisał Alexander Degrejt) byłoby nawet dość śmieszne, gdyby nie pewien drobiazg. Oto na naszych oczach państwo zaczyna, rękoma urzędników MOPS, niszczyć nasze rodziny. Urzędas może uznać, że nasze dzieci odstają od normy (bo na przykład w rozmaitych skalach znajdują się poniżej lub powyżej normy) i odebrać nam dzieci. Inny specjalista zawsze uzasadni jego decyzję, w imię zasady, że dajcie mi rodzinę, a paragraf zawsze się znajdzie. Może są zbyt opiekuńczy, a może za mało, może dziecko zbytnio im wyrosło (pewnie podają hormony), a może jest za małe (niedokarmione). Grube – cóż przekarmione i przebiałkowane. Chude – znaczy rodzice jedzenia żałują. Rodzice za bardzo troszczy się o dzieci w szpitalu, znaczy kłótliwy, więc może zaszkodzić dziecku. Listę powodów do odebrania dzieci można mnożyć. Urzędnicy zawsze coś znajdą, jak niegdyś bolszewiccy komisarze. Wszystko oczywiście dla dobra dzieci...

I to niestety pokazuje, że od teraz nasze drzwi muszą być zamknięte przed MOPS-em i rozmaitymi innymi urzędami. Państwo z instytucji usługowej, pomocowej, stało się zagrożeniem dla rodziny. I trzeba mieć tego świadomość, zanim zgodzimy się, by do naszego domu wszedł jakikolwiek urzędnik państwa polskiego. Od teraz nasz dom powinien być naszą twierdzą... I to już zupełnie na poważnie.

Tomasz P. Terlikowski