Zacznijmy od krótkiej historii.  Mama chłopca z Zespołem Downa chce go zabrać na plac zabaw w Focus Mall w Piotrkowie Trybunalskim. Niestety chłopcu zagradza drogę pracownica, która stwierdza, że „chore dzieci nie mogą tu wejść”. I tak rzeczywiście się stało, chłopiec nie został wpuszczony na plac zabaw. A jego właściciel, choć ostatecznie matkę przeprosił, też tłumaczył, że choć dzieci się nie segreguje, to niepełnosprawni mogą być agresywni.

Słowa, które cisną się na usta są niecenzuralne. Ta sytuacja to najzwyczajniejsza w świecie eugenika. Kiedyś do parków nie wpuszczano Żydów, teraz na place zabaw nie wpuszcza się niepełnosprawnych. Kłopot polega tylko na tym, że nie powinno to zaskakiwać. Jeśli bowiem polscy prawodawcy uznają, że takie dzieci można – zgodnie z prawem – zabijać, to niby dlaczego mają się one wałęsać po placach zabaw. Ich miejsce jest przecież, zdaniem naszych prawodawców, w kubłach na śmierci w szpitalach. I nikt mnie nie przekona, że nie ma związku między jednym a drugim. Eugenika prenatalna odbija się czkawką w eugenice postnatalnej. Jeśli prawodawca uznaje, że dzieciom z Zespołem Downa odmawia się fundamentalnego prawa do życia, to nie widać powodu, dla którego nie uznać, że mają mieć one inne prawa, w tym prawo do zabawy na publicznych czy prywatnych placach zabaw. Jeśli matka może uznać, że takiego dziecka nie chce i skazać je na śmierć, to niby dlaczego właściciel placu zabaw nie może uznać, że u niego takich dzieci nie będzie?

Jeśli prawo ma w tej kwestii odgrywać rolę wychowawczą, jeśli mamy zerwać z eugeniką na każdym poziomie, to nie ma innego wyjścia, niż jej wyprowadzenie z polskiego prawa. Dziecko, każde dziecko, ma prawo nie tylko do zabawy w mallu, ale także do życie. I to od poczęcia. Stan jego zdrowia, odmienność czy zespół genetyczny, nie może go tego pozbawiać. I dopóki nie zrozumieją tego politycy, dopóty trudno będzie mieć pretensje do ochroniarzy czy właścicieli placów zabaw.

Tomasz P. Terlikowski