Rozumiem, że rodzice kochają swoje dzieci. I nie mam wątpliwości, że niezależnie od tego, jaki będzie los moich dzieci będę je kochał. Miłość rodzicielska nie powinna być jednak ślepa i nierozsądna. W każdym, szczególnie dziecku może ona znaleźć piękno, dobro i prawdę, które są godne miłości. Ale nie powinna uznawać za powód do dumy czegoś, co jest skazą na normalności. I dlatego, choć w pełni rozumiem miłość rodziców do własnych dzieci, które dotknięte są homoseksualizmem, to nie rozumiem tego, że rodzice zamierzają się szczycić tym, że ich dzieci mają odmienną skłonność seksualną. Czy naprawdę ludzie ci nie widzę, że w ten sposób – być może wspaniałych ludzi – sprowadzają oni tylko do jednego, seksualnie wypaczonego, wymiaru?

 

Nieszczególnie rozumiem, dlaczego rodzice chcą za wszelką cenę szczycić się tym, że ponieśli wychowawczą porażkę. Wedle wielu badaczy (także tych, dla których homoseksualizm jest normą) przyczyny tego wypaczenia seksualności tkwią nie tyle w genach, ile w wychowaniu. Nadopiekuńcza matka, wycofany lub całkowicie nieobecny ojciec – to główne (obok późniejszego uwiedzenia) wskazywane przez nich przyczyny homoseksualności męskiej. I choć nie zawsze rodzice są świadomi swoich błędów, a nawet zapewne nie zawsze można tu mówić o winie w sensie ścisłym, to jednak trudno nie dostrzec, że wejście w taką akcję jest już nie tylko chwaleniem się błędami, ale też włączeniem w wielką akcję niszczenia rodziny. I to tylko po to, by nam było lepiej na duszy, by samego siebie przekonać, że nasze dziecko jest takie samo, choć przecież nie jest...

 

Tomasz P. Terlikowski