Za każdym razem, gdy powraca temat komunii świętej dla rozwodników w ponownych związkach powraca przykład Cerkwi prawosławnej, który rzekomo ma być bardziej miłosierny w tej kwestii i pojawia się pytanie, czy przypadkiem Kościół katolicki nie mógłby pójść tą samą drogą. Odpowiedź na tak postawione pytanie jest jednak krótka i bardzo prosta: nie może. I to nie dlatego, że jest mniej miłosierny od prawosławnych, a dlatego, że inaczej (i wszystko wskazuje bardziej zgodnie z pierwotną tradycją chrześcijańską) rozumie sakrament małżeństwa i ewangeliczny zakaz rozwodu. To właśnie z tego rozumienia i z troski o wieczny los osób rozwiedzionych wynika taka, a nie inna dyscyplina sakramentalna.

Polityczne źródła prawosławnej akceptacji „zdjęcia błogosławieństwa”

W Kościele wschodni, także przed podziałem akceptowano świecką dopuszczalność rozwodu i nie wyłączono rozwodników w powtórnych związkach ze wspólnoty eucharystycznej, choć jednocześnie uznawano rozwód za grzech. Wsparciem zaś dla takiego myślenia miały być słowa św. Pawła, że lepiej poślubić kobietę niż zgorzeć w grzechu. Wiele wskazuje jednak na to, że było to usprawiedliwienie wypracowane na potrzeby politycznej rzeczywistości, w której Kościół wschodni funkcjonował, a w której Kościół był w znacznym stopniu podporządkowany państwu, które rozwód akceptowało.

I do tej konieczności życiowej wypracowano teologię, w której – wbrew temu, co się sądzi – wcale nie zasada miłosierdzia odgrywa kluczową rolę, ale inne od katolickiego pojęcie sakramentu małżeństwa. W prawosławiu bowiem jego materią nie jest akt woli, decyzja, ale miłość małżonków. Tam, gdzie ona znika, zostaje zniszczona, następuje jej rozpad, małżeństwo przestaje istnieć i Kościół może „zdjąć błogosławieństwo”, a potem ewentualnie wydać zgodę na ponowne małżeństwo. Będzie już ono jednak zawierane podczas innej liturgii, bez koronowania młodych i raczej w duchu pokutnym, niż triumfalnym.

Katolicko-prawosławny spór o materię sakramentu

Katolicy jednak spoglądają na małżeństwo, a dokładniej na materię sakramentu inaczej. U nas jest nim decyzja małżonków, akt woli, jaki oni wyrażają. I to on stanowi małżeństwo. Raz wyrażony akt woli nie może się zmienić, i jeśli był świadomy i dobrowolny to obowiązuje małżonka do końca życia. Nikt i nic nie może go z niego zwolnić. Orzeczenie nieważności małżeństwa nie jest kościelnym rozwodem, nie jest uznaniem, że miłość wygasła, ale jedynie uznaniem, że akt woli, który kiedyś wyraziliśmy był wadliwy, nieświadomo, niedobrowolny czy wręcz oparty na kłamstwie. W takiej sytuacji stwierdza się, że do małżeństwa nigdy nie doszło, i małżonkowie mogą ponownie wstąpić w związek małżeński.

Jeśli jednak małżeństwo zostało zawarte ważnie, albo jeśli udało się sanować akt woli (bo to też jest możliwe) to wówczas istnieje ono do końca życia małżonków i nikt – także Kościół – nie ma możliwości go rozwiązać, zdjąć z niego błogosławieństwa czy zwolnić małżonków ze złożonej sobie obietnicy i z udzielonego sobie sakramentu. Ono ich obowiązuje, a jeśli wstępują w kolejny związek, to muszą mieć świadomość, że każdy akt seksualny, jakiego w nim dokonają jest cudzołóstwem, zdradą małżeńską. I nie wynika to z jakiejś złej woli Kościoła, niechęci do rozwodników, ale z jasnego nauczania Jezusa, którego Kościół nie ma władzy zmienić. „Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: «Co wam nakazał Mojżesz?» Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!» W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: «Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo»” (Mk 10,2-12). A św. Paweł potwierdza to nauczanie w Pierwszym Liście do Koryntian: „Żona niech nie odchodzi od swego męża! Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony” (1 Kor. 7,10-11).

Droga miłosierdzia wobec grzeszników

I właśnie z tej świadomości tego, czym jest powtórne małżeństwo za życia sakramentalnej żony czy męża wynika odmowa udzielania sakramentu osobom rozwiedzionym w ponownych związkach (i tylko w nich, sam rozwód nie obiera możliwości uczestniczenia w Eucharystii). Nowy związek, jeśli nie jest związkiem białym, pozbawionym seksu, oznacza cudzołóstwo, które jest grzechem ciężkim. I w związku z tym, że nie ma możliwości postanowienia poprawy, to grzech ten nie może być odpuszczony w czasie spowiedzi. Rozwodnik w ponownym związku przystępując do komunii świętej popełniałby zatem kolejny grzech świętokradztwa, niegodnego przystępowania do Eucharystii.

Z troski o jego dobro duchowe Kościół przypomina mu więc, że nie może tego zrobić. I w istocie, jakby to paradoksalnie we współczesnych uszach nie brzmiało, właśnie to jest postawa miłosierdzia wobec grzeszników. Nie jest nim natomiast sugerowanie im – co niestety dzieje się na Zachodzie – że w pewnych okolicznościach – choćby chrztu dziecka czy jego pierwszej komunii – mogą oni sobie pozwolić na świętokradztwo, niegodne przyjmowanie Jezusa Eucharystycznego. Nie oznacza to odrzucenia człowieka, czy ignorowania niekiedy niezwykle skomplikowanych okoliczności, ale jest przypomnieniem, że grzech oddziela nas od Boga, i że są sytuacje, w których spotkanie z nim w intymności Eucharystii jest niemożliwe. Wtedy pozostaje lektura Pisma Świętego, modlitwa, zaufanie, a także zapomniana nieco komunia duchowa.

Szczególną rolę, o czym w niezwykły sposób pisał bł. Jan Paweł II, mają w głoszeniu tej prawdy do spełnienia małżonkowie, którzy – choć zostali opuszczeni – to nadal zachowują wierność swojemu ślubnemu małżonkowi. „Koniecznie trzeba podnieść też wartość świadectwa tych małżonków, którzy, opuszczeni przez partnera, dzięki mocy wiary i nadziei chrześcijańskiej nie wstąpili w nowy związek. Oni również dają autentyczne świadectwo wierności, której świat dzisiejszy tak potrzebuje. Dlatego winni doznawać zachęty i pomocy ze strony pasterzy i wiernych Kościoła” - podkreślał Ojciec Święty.

Kościół nie ma władzy nad prawdą

I takiego podejście do małżeństwa Kościół zwyczajnie nie może zmienić. Nie on jest bowiem autorem ewnagelicznej normy. „Jako Nauczyciel, niestrudzenie głosi normę moralną, która winna kierować odpowiedzialnym przekazywaniem życia. Kościół nie jest bynajmniej autorem tej normy, ani jej sędzią. Kościół, posłuszny prawdzie, którą jest Chrystus i którego obraz odbija się w naturze i godności osoby ludzkiej, tłumaczy normę moralną i przedkłada ją wszystkim ludziom dobrej woli, nie ukrywając, że wymaga ona radykalizmu i doskonałości” - podkreślał bł. Jan Paweł II w adhortacji „Familiaris consortio”.

Jeśli zaś tak jest, to Kościół nie ma zwyczajnie prawa zmieniać dyscypliny sakramentalnej czy nauczania w sprawie małżeństwa. Dopuszczenie rozwodników w ponownych związkach do komunii świętej byłoby bowiem nie tyle aktem miłosierdzia wobec nich, ile aktem wrogości. Do jednego grzechu dodawano by im bowiem drugi. Jedyne zatem, co można zrobić, to wprowadzać lepsze duszpasterstwo małżeństw, a także uważnie sprawdzać ważność zawartego małżeństwa. Innej drogi jednak, wewnątrz katolicyzmu, nie ma.

Tomasz P. Terlikowski