Pogańska czy nietzcheańska wola mocy, głoszenie wielkiej tradycji przodków czy mocy ich przekonań nie jest w stanie zmienić losów Europy. Głosicielom takich przekonań ostatecznie pozostaje więc tragiczna rozpacz, której jedynym zwieńczeniem może być albo samobójstwo (to w wersji bardziej szlachetnej) albo przemoc. Ale ani jedno, ani drugie nie da Europie życia, nie wskrzesi go i nie wyprowadzi jej z grobu, do którego sama się złożyła.

Życia nie dadzą nam również lewicowe eksperymenty społeczne, które nie tylko prowadzą do śmierci milionów nienarodzonych, ale także niszczą w nas realną chęć życia z lekką dozą szaleństwa, ale w zaufaniu do Boga. Nie ma go ani w ideologii multikulturalizmu, ani w genderyzmie czy laickości. Każda z tych wizji potrafi jedynie niszczyć nie tworząc nic w zamian.

Jeśli więc chcemy przetrwać musimy wrócić do chrześcijaństwa, a konkretniej do Osoby, na której jest ono ufundowane. Tylko Chrystus zwyciężył śmierć. Tylko on wstał z grobu i pokazał, że nad Nim śmierć, rozkład nie ma władzy. On może także dać nam, nie jakąś mityczną, pogańską, wolę mocy, ale prawdziwe i pełne Życie. Nam, to nie znaczy Europejczykom, Polakom, Francuzom, ale każdemu z nas jednostkowo.

Nie wiem, czy oznacza to przetrwanie Europy (chrześcijaństwo nie ma być przecież programem politycznym), coraz częściej mam wrażenie, że ona upadnie, i że po nas przyjdą inni, ale wiem, że wiara w Chrystusa daje nam w tym upadającym świecie nadzieję i staje się fundamentem, który nie pozwala upaść w rozpacz nostalgicznego fałszywego etnotradycjonalizmu, ani w fałszywe nadzieje lewicowych ideologów. A przede wszystkim ta wiara jest drogą do zbawienia, które ostatecznie jest naszym celem. Cóż nam bowiem przyjdzie po tym, że uratujemy Europę, jeśli pogrążymy swoje dusze?

Tomasz P. Terlikowski