Jeśli ktoś się szykuje do schizmy to nie Kościół w Polsce, ale w Niemczech. Kardynał Reinhard Marx już wprost mówi, że Kościół w Niemczech nie będzie czekał na wytyczne z Rzymu, ale sam ustali sobie własny stosunek wobec osób rozwiedzionych w nowych związkach (czyli cudzołożników). - Synod nie może szczegółowo opisać, co powinniśmy robić w Niemczech - mówił kardynał i dodawał, że Kościół w Niemczech nie jest spółką zależną od Watykanu i ma własne pomysły. Ta wypowiedź pokazuje zupełnie jasno, jakie podejście wobec Rzymu mają niemieccy kardynałowie. Oni i tak wiedzą lepiej od Synodu, w co wierzyć (a coraz częściej nie wierzyć) mają Niemcy.

I nie ma co ukrywać, że na reformie dotyczącej rozwodników się skończy. Już teraz niemieccy hierarchowie opowiadają o wartości jakie niosą ze sobą związki osób homoseksualnych, i o tym, że trzeba się na nie otworzyć. Na razie zastrzegają, że nie jako na małżeństwo, ale warto mieć świadomość, że gdy odrzuca się autorytet Pisma Świętego (a to właśnie robią niemieccy hierarchowie) i Tradycji to wszystko staje się możliwe. I tak powoli, ale systematycznie Kościół w Niemczech zmierza już nie w kierunku schizmy, ale herezji.

Nic w tym nowego, wcześniej Kościół ten „bronił” swoich wiernych przed „Humanae vitae”. Skutki? Coraz bardziej puste Kościoły, brak powołań. Czy taką samą drogą chcą poprowadzić Niemcy cały Kościół? Czy ich otwartość ma służyć wyprowadzaniu ludzi z Kościoła?

Tomasz P. Terlikowski