Tylko bowiem głęboko zakorzenionym, także w ateistach, klerykalizmem można wytłumaczyć przekonanie, że święcenia kapłańskie czy biskupie, jakoś zasadniczo zmieniają naturę człowieka, sprawiają, że ze zwyczajnej gliny nagle rodzą się bezgrzeszni, pozbawieni wad święci bez skazy. Tak jednak nie jest. Łaska, także łaska święceń, buduje na naturze. A natura ludzka zawsze dotknięta jest zmazą grzechu. Zarówno pierworodnego, jak i uczynkowego, który nawet jeśli zmyty sakramentami, pozostawia ślad w postaci skłonności. Książa, biskupi nie są od tego wolni.

 

Nie są zatem wolni ani od pożądania, pragnienia, alkoholu, braku nadziei, pazerności, zdrady itd. I jedni dzielnie zmagają się z grzechem, nie poddając się mu, a inni upadają (dokładnie tak samo jak świeccy). Wśród tych, którzy upadli zaś są tacy, którzy potrafili się podnieść, i tacy, którzy wciąż leżą w błocie nie potrafiąc się z niego wydobyć, a czasem rozkoszując się taplaniem w nim. Ich kapłaństwo nie zmienia przecież tego, że są ludźmi, i jak ludzie mają skłonność do grzechu, a także jego racjonalizacji.

 

Przekonanie, że jeśli ktoś został już biskupem czy księdzem to wolny jest od ludzkich problemów porównać można tylko do pytania dzieci na katechezie, które po wielkim wykładzie na temat tego, jak ważne i istotne jest kapłaństwo zapytały, czy ksiądz siusia. Skonfudowana siostra odpowiedziała im, nie chcąc niszczyć szacunku dla kapłaństwa, że oczywiście tak, ale rzadziej... Oburzeni dziennikarze, publicyści i politycy przypominają zaś właśnie ową siostrę, która nie chce lub nie potrafi przyznać, że ksiądz i biskup jest takim samym grzesznikiem, jak świecki. I że on także potrzebuje lekarza jakim jest Chrystus. A także, co najważniejsze, że właśnie na takich upadających grzesznikach (także alkoholikach, złodziejach, tchórzach) Chrystus buduje swój Kościół, którego moce piekielne nie przemogą.

 

Tomasz P. Terlikowski