A ten, choć bardzo się starał, i naginał jak mógł nie tylko zasady logiki, ale także wiedzy medycznej, to i tak – choć twierdził, że jest odwrotnie, to przyznał mi rację. Nie wprost, i do tego zastrzegając, że oczywiście się nie znam, ale gdy wczytać się w jego opinie to zupełnie jasno.

Zacznijmy jednak od tego, co napisałem. „Rak szyjki macicy jest przenoszony drogą płciową, a najlepszą ochroną przed nim jest… moralne, zgodne z nauczaniem Kościoła, życie seksualne. Statystycznie rzecz biorąc, jeśli kobieta żyje w małżeństwie, jej mąż był jej pierwszym i jedynym partnerem seksualnym, a ona była jego pierwszą i jedyną partnerką seksualną, to ryzyko raka szyjki macicy jest bliskie zeru. Jeśli więc ktoś odpowiada za rozpowszechnianie się epidemii raka szyjki macicy, to ci, którzy przekonują dziewczęta, że wolna miłość, seks na życzenie są normą. To oni, a nie tradycyjna rodzina, która opiera się na wierności i monogamii są odpowiedzialni za śmierć niewinnych kobiet” – podkreśliłem.

Onkolog doktor Jerzy Giermek zaś przepytywany przez „Gazetę Wyborczą” odpowiadał. „Jest opisany przypadek pacjenta, który był zakażony wirusem HPV i był żonaty trzy razy. Wszystkie trzy kobiety zachorowały na raka szyjki macicy i umarły. Można by powiedzieć, że on je po kolei zakaził i to było przyczyną ich śmierci. Ale czy one były temu winne? Przecież to mógł być ich pierwszy i jedyny partner” - powiedział dr Giermek. Kłopot z tą odpowiedzią jest taki, że ma się ona nijak do tego, co napisałem. Nigdzie nie było ani słowa o winie, a do tego sam doktor przyznaje, że pan nie miał jednej jedynej partnerki tylko przynajmniej trzy. Ten przykład ma się, nawet jeśli przyjąć resztę założeń, niedowodzonych przez onkologa, nijak do tego, co napisałem. I nie trzeba być orłem w dziedzinie czytania ze zrozumieniem i komentowania, by to dostrzec. Opis był jasny: małżeństwo, w którym kobieta nie miała wcześniej kontaktów seksualnych, a mąż jest jej pierwszym i jedynym partnerem, ale także takie, w którym on nie miał wcześniej kontaktów seksualnych, a ona jest jego pierwszą i jedyną partnerką. Czy opisany przykład spełnia te kryteria? Oczywiście nie, ale po co przejmować się faktami, skoro można polemizować z tezą, której nikt nie wypowiedział.

Idąc dalej, aby udowodnić, że choroba (w ogromnej, a zdaniem części lekarzy zawsze) przenoszona drogą płciową nie jest przenoszona drogą płciową pan doktor zaczyna bawić się w Billa Clintona. „Do zainfekowania HPV dochodzi w większości przypadków drogą kontaktów płciowych. Ale to nie jest jedyny czynnik, który może wywołać raka. Nie muszą to być nawet pełne kontakty seksualne. Wirus można przenieść nawet na rękach, po dotknięciu narządów płciowych” - podkreśla onkolog. Tyle, że znowu, jak poprzednio, nie jest to wcale sprzeczne z tym, co napisałem. Kontakty seksualne to nie tylko pełny stosunek seksualny, ale także inne formy kontaktów seksualnych. Argument, że wierność i monogamia nie są metodą zapobiegania raka, bo nie tylko pełen stosunek prowadzi do zakażenia jest zwyczajnie śmieszny. Warto też przypomnieć, że seks oralny może sprawić, że HPV może doprowadzić także do raka gardła.

I na koniec warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno. Otóż ekspert „Gazety Wyborczej”, który przekonuje, że wierność, wstrzemięźliwość – w takiej formie, jaką opisywałem – nie chroni przed rakiem szyjki macicy (bo nie ma na to, jego zdaniem, dowodów) jest za to wielkim admiratorem szczepionek przeciw HPV. A chwilę potem przekonuje, że dowodów na ich skuteczność nie ma. - Ponieważ te szczepienia są stosowane od niedawna, pierwsze szczepione osoby nie są jeszcze w wieku, w którym pojawia się zagrożenie rakiem szyjki macicy. Dlatego możemy tylko domniemywać o ich skuteczności - powiedział lekarz. Jednym słowem, choć 90 (a zdaniem części lekarzy o wiele więcej, bo aż 99 procent) procent zakażeń HPV dokonuje się drogą płciową, i choć proces zarażania się jest dość oczywisty i prosty, bo za sprawą kontaktów seksualnych, to w tej sprawie doktor nie ma pewności. Jednak, gdy chodzi o niesprawdzone i nieprzebadane, co do skuteczności szczepionki, są powody do optymizmu… I aż się ciśnie na usta proste pytanie, czy powodem takiego podejścia do jednego i drugiego nie jest fakt, że na  wierności zasadom (także ortodoksyjnie żydowskim, panie doktorze, to akurat prawda) koncerny farmaceutyczne nie zarabiają? A do tego głoszenie ich może ściągnąć krytykę postępaków? Moim zdaniem jednak rolą lekarza jest mówić prawdę, nawet wówczas, gdy jest ona niewygodna dla lewicy.

Tomasz P. Terlikowski