Trudno mi nie zgodzić się z oburzonymi rodzinami ofiar Majdanka, które jasno i zdecydowanie odrzucają takie – komercyjne – wykorzystanie tego, co zostało po ich bliskich. Nie mam też wątpliwości, że rację mają ci, którzy wskazują, że jest to brak szacunku dla zmarłych w ogóle, a dla ofiar Holokaustu w szczególności. Wyjaśnienia „artysty”, który oznajmia, że dzięki swojemu „dziełu” uzyskał energię, która pokazuje ofiary – brzmią zaś niesmacznie i głupio.
Tyle, że niestety, taki sposób „artystycznej prowokacji” nie zaskakuje. Jeśli zgodziliśmy się na to, że „artyści” mogą więcej, że w imię ekspresji mogą obrażać uczucia czy symbole religijne, zabawiać się seksualnymi tabu czy bluźnić, to zgodziliśmy się również na to mechanizm transgresji, który zawarty jest we współczesnej sztuce. A ten sprawia, że po przekroczeniu jednych tabu, zaczyna się przekraczać następne, bo te pierwsze są już nudne. Obrażanie chrześcijan dość szybko (a i tak zajęło to niemal pół wieku) staje się nudne, bluźnierstwa przeciw Bogu czy ukrzyżowany penis przejadają się. Trzeba więc znaleźć nowy temat, który wywoła skandal, sprawi, że stanie się o nas głośno. Religią zaś politycznej poprawności stał się Holokaust. Uderzenie więc w niego, w pamięć (podkreślam dla mnie także ważną i godną obrony) o ofiarach było czymś czego można się było spodziewać.
Jedynym lekarstwem na ten proces jest uznanie i prawne wyegzekwowanie tego, że artysta nie może więcej, że tak jak każdy podlega on kulturowym i religijnym tabu, że nie wolno mu bluźnić czy obrażać innych. Oznaczać to będzie odejście od paradygmatu transgresji, która określa współczesną kulturę. Ale po pierwsze strata nie będzie wielka, a po drugie, jeśli tego nie zrobimy zniknął wszelkie świętości, nawet te, których chętnie broniłaby lewica.
Tomasz P. Terlikowski