Ks. Mieczysław Puzewicz broni się przez zarzutami o homoherezję twierdząc, że nie ma w jego tekście pochwały aktów homoseksualnych, a jedynie wskazanie na to, że osoby homoseksualne zachowują swoją godność, przy jednoczesnym podkreśleniu, że grzechem są akty homoseksualne. I gdyby rzeczywiście taka treść znajdowała się w tym wpisie, to nie byłoby problemu. Kłopot polega na tym, że jej tam nie ma (być może księdzu przyśniło się, że coś takiego napisał, ale w samym tekście nie ma ani słowa o grzeszności aktów, czy o tym, że mogą one prowadzić do piekła). Zamiast tego jest sugestia, że Jezus od dwóch tysięcy lat promuje rzeczy niezgodne z Pismem Świętym i Tradycją czy opowieści o tym, że ludzie w niebie posegregowani są według grzesznych (obiektywnie nieuporządkowanych) skłonności.

 

I już w tych dwóch elementach duchowny pokazuje, że popadł nie tylko w homoherezję, ale w zupełnie zwyczajną herezję.

 

Nieprawdomówny Bóg

 

Zacznijmy od zupełnie idiotycznego z punktu widzenia teologii twierdzenia, że „specjalnością” Jezusa od dwóch tysięcy lat są działania niezgodne z tradycją i Pismem Świętym („Pan Jezus nadal czytał w moich myślach i zagadnął z uśmiechem – „Niezgodne z tradycją? I z Pismem Świętym? Wiem, to moja specjalność! Od dwóch tysięcy lat.” I na koniec wycieczki zapytał; „Zostajesz?” A ja, zgodnie z sumieniem, odrzekłem: „Panie Jezu, gdzie Ty, zawsze i ja!” - napisał ks. Puzewicz). Tego typu opinia albo czyni z Boga kłamcę, który jedno mówi do ludzi poprzez Swoje Słowo zawarte w Biblii, po czym odrzuca własne słowa poprzez Swojego Syna albo wprowadza – po marcjonicku – rozłam między Bogiem Starego Testamentu a Jezusem Chrystusem.

 

W obu przypadkach mamy do czynienia z bardzo poważną herezją, która dotyczy podstaw wiary chrześcijańskiej, prawdomówności Boga, autorytetu Pisma Świętego i tradycji, jedności między Ojcem i Synem itd. Forma „snu” pozwala udawać, że tych problemów nie ma, ale sugestia zawarta w jednym z ostatnich zdań bloga jest całkowicie jednoznaczna. I nie do pogodzenia z ortodoksyjną wiarą (wcale nie tylko katolików, ale szerzej chrześcijan). Jej przyjęcie oznacza bowiem, że Stary Testament (nowy zresztą też) jest niewiele warty, bowiem Jezus i tak się nim nie przejmuje. A skoro tak, to w istocie zapowiedzi mesjańskie są bezwartościowe, a Prawo (tak Dekalog jak i miłości) też można sobie włożyć w buty, bowiem sam Zbawiciel je lekceważy.

 

Idąc dalej jednak tego typu „gierki słowne” prowadzą do zdania, że nie istnieje również obiektywne prawo moralne, prawo naturalne, a wszystko zależne jest od „widzimisię” Zbawiciela. Tak jednak nie jest. Katolicyzm nigdy nie akceptował nominalizmu moralnego i nie uważał, że zło mogłoby się stać dobrem, gdyby tylko Bóg tak chciał. Moralność istnieje obiektywnie i nie jest zależna od woli Boga, ale od Jego natury. Wolitywizm (mimo całej mojej sympatii do Lwa Szestowa) nie może być stosowany ani w moralności, ani tym bardziej w myśleniu o Bogu. A ks. Puzewicz, dla słownej gierki, która przysporzy mu sympatii liberalnych mediów, zdecydował się (być może nieświadomie) na podważenie bardzo istotnych prawd o Bogu.

 

Odrzucona Biblia i Tradycja

 

Warto też przypomnieć sobie, co „wyśniony Jezus” ks. Puzewicza odrzuca z Pisma Świętego, Tradycji i Magisterium Kościoła. A jest tego całkiem sporo. Pierwsze wzmianki o jednoznacznym potępieniu praktyk homoseksualnych znajdują się już w Księdze Rodzaju. Sodoma zostaje skazana na zagładę między innymi z ich powodu, co znakomicie widać z opowieści o gościnie aniołów u Lota (Rdz. 19, 1-9). Podobną ocenę zawiera opowieść z księgi Sędziów o mężczyźnie, który przybył w gościnę w Gibea i nocował u pewnego człowieka (Sdz. 19, 22-25).

 

Obu tych historii nie sposób zrozumieć, jeśli nie odwoła się do potępień aktów homoseksualnych, które występują w innych miejscach Starego Testamentu. „Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!” – przypomina Księga Kapłańska (Kpł 18, 22), której autorzy całkowicie jednoznacznie oświadczają, że sodomia (podobnie jak zdrada małżeńska, składanie dzieci w ofierze bożkom, zoofilia, kazirodztwo) wyklucza z Narodu Wybranego. „Strzeżcie więc ustaw i wyroków moich, nie czyńcie nic z tych obrzydliwości. Nie będzie ich czynić ani tubylec, ani przybysz, który osiedlił się wśród was. Bo wszystkie te obrzydliwości czynili mieszkańcy ziemi, którzy byli przed wami, i ziemi została splugawiona. Ale was ziemia nie wyplunie z powodu splugawienia jej, tak jak wypluła naród, który był przed wami. Bo każdy, kto czyni jedną z tych obrzydliwości, wszyscy, którzy je czynią, będą wyłączeni spośród swojego ludu. Będziecie więc przestrzegać mego zarządzenia, abyście nie czynili nic z obrzydliwych obyczajów, którymi się rządzono przed wami, abyście nie splugawili się przez nie. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł. 18, 26-30). Kara wieczna jednak nie wystarcza i dlatego kilka rozdziałów dalej autorzy Księgi Kapłańskiej ostrzegają, że za akty homoseksualne (ale również za inne odstępstwa od norm moralności seksualnej) oddający się im mężczyzna „musi ponieść śmierć” (Kpł. 20, 13).

 

Te starotestamentowe potępienia przejmowane są (i zachowują swoje znaczenie, choć bez przypisanych do nich kar doczesnych) także w Nowym Testamencie. „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor. 6, 9-10) – przypomina św. Paweł w I Liście do Koryntian, nawiązując tym samym do księgi Kapłańskiej. Teologiczne i filozoficzne rozwinięcie tego potępienia „mężczyzn współżyjących ze sobą” znajduje się w pawłowym Liście do Rzymian. Apostoł Narodów uznaje, że oddawanie się aktom homoseksualnym bierze się z odrzucenia istnienia Stwórcy, a co za tym idzie odrzucenia przekonania o istnieniu „prawa naturalnego” czy projektu zawartego także w cielesności. „Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi” (Rz 1, 26-28) – podkreśla św. Paweł, i nawiązując do katalogu występków uzupełnia, że „ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci”. (Rz 1, 30).

 

Jeszcze mocniej ocenia akty homoseksualne tradycja Kościoła. „Jeśli więc z woli Boga istnieją różnice płci dla rodzenia licznego potomstwa, to jasne, że z Jego wolą zgadza się też związek kobiety i mężczyzny, ale nie obrzydliwy kontakt sprzeczny z naturą oraz niezgodne z prawem uczynki, które sprzeciwiają się woli Boga. Przeciwny naturze jest grzech sodomitów oraz obcowanie płciowe ze zwierzętami, niezgodne z prawem są cudzołóstwo i rozpusta. Spośród tych praktyk jedne stanowią bezbożność, inne nieprawość i wreszcie grzech, i żadna z nich nie uniknie kary stosowanie do swej wagi. Pierwsi [z tychże grzeszników] powodują rozkład świata działając wbrew naturze i przeciw naturze; drudzy popełniają nieprawość niszcząc cudze małżeństwa i dzieląc to, co Bóg uczynił jednością, podając w wątpliwość legalne pochodzenie dzieci oraz wystawiając na pośmiewisko prawowitych mężów; rozpusta zaś jest niszczeniem własnego ciała, nie ma na celu płodzenia dzieci, lecz wszystko podporządkowuje przyjemności, a to jest przejawem nieopanowania a nie cnoty” – podsumowują autorzy Konstytucji Apostolskich z IV wieku. I już tylko ten fragment pokazuje jak ostro traktował starożytny Kościół tego rodzaju przewinienia. Są one bowiem uznawane za większy grzech (bo dokonany wbrew i przeciw naturze i dokonujący rozkładu świata) niż cudzołóstwo. Jednak jeśli brać pod uwagę kary przewidywane za poszczególne czyny, to nie były już one tak bardzo od siebie różne, tak bowiem za akty homoseksualne, jak i za cudzołóstwo „Kary Świętych Apostołów dla upadłych” przewidywały czternaście lat odłączenia od komunii.

 

Akty homoseksualne potępia również św. Tomasz z Akwinu, i to uznając je (ale trzeba jasno powiedzieć, że na równi z ubezpłodnionymi aktami między mężczyzną i kobietą) za grzech tylko o stopień mniejszy niż zabójstwo. „… wszelka emisja nasienia w taki sposób, by nie mogło nastąpić zrodzenie, sprzeciwia się dobru człowieka. A jeśli się to dzieje rozmyślnie, musi być grzechem. Mówię o takim sposobie, zgodnie z którym zrodzenie bezwzględnie nie może nastąpić, na przykład wszelkie wydanie nasienia bez naturalnego złączenia mężczyzny i niewiasty, dlatego tego rodzaju grzech nazywa się grzechem przeciw naturze” – podkreśla Akwinata w „Summie contra Gentiles” i dalej podsumowuje, jasno wskazując, że opis ten dotyczy także aktów homoseksualnych. „Potwierdza zaś to, co powiedzieliśmy powaga Boża. Świadczą bowiem o tym, że niedopuszczalna jest taka emisja nasienia, za którą nie może iść zrodzenie, następujące słowa w Księdze Kapłańskiej (18 ,22-23): «Z mężczyzną nie łącz się obcowaniem niewieścim, bo to ohyda jest, z żadnym bydlęciem nie złączysz się», oraz w Liście do Koryntian: «ani rozwiąźli ani sodomici nie posiądą Królestwa Bożego»”. I w zasadzie to stanowisko nie zmieniło się do czasów współczesnych, choć oczywiście Kościół po Soborze Watykańskim II – z przyczyn duszpasterskich, a nie zmiany stanowiska – złagodził język swoich wypowiedzi.

 

Czy właśnie to nauczanie i tę tradycję kwestionuje „wyśniony Jezus” ks. Puzewicza?

 

Getta w niebie

 

W imię politycznej poprawności ks. Puzewicz przyjął także (a przynajmniej tak opisał swój sen) genderową czy gejowską wersję ludzkiej tożsamości. Wedle niej, ale też wedle Jezusa ze snu ks. Puzewicza, najważniejszym elementem ludzkiej tożsamości pozostaje... skłonność seksualna, to, że ktoś jest lesbijką, ktoś inny gejem, a jeszcze ktoś inny biseksualistą czy osobą transgenderową. I rzecz dotyczy nie tylko ziemi, ale także nieba, gdzie poszczególne grupy odstępców od normy seksualnej będą posegregowane wedle swoich skłonności. Jednym słowem to, że ktoś jest lesbijką będzie go określać nie tylko tu na ziemi (jako swoisty krzyż, zadanie, pokusa, z którą trzeba walczyć), ale także tam, po drugiej stronie.

 

I znowu trudno to pogodzić z katolicką wizją nieba, ale i samego homoseksualizmu. Po drugiej stronie bowiem będziemy już funkcjonować w ciałach doskonałych, wszelka więc grzeszność, wszelkie ślady „obiektywnego nieuporządkowania” zostaną z naszych ciał usunięte. Tam nie będzie ani grzechu, ani skłonności do niego. Nie będzie więc także homoseksualności, która nie jest wartością, ale brakiem. „Lecz w zmartwychwstaniu będzie usunięta wszelka niedoskonałość, zwłaszcza z wybranych” - podkreśla św. Tomasz z Akwinu w Summie Teologicznej. Jeśli więc ksiądz Puzewicz zakłada, że homoseksualność czy transseksualność będą czymś, co pozostanie w niebie, to automatycznie niemal przyjmuje, że skłonności tego typu można uznać za doskonałe,a nawet za takie, które określać będą osoby zbawione. Tyle, że to niewiele ma wspólnego z Ewangelią, a sporo z teorią queer.

 

Antropologicznie zaś jest to bardzo poważny błąd (by nie powiedzieć wprost herezja), która prowadzi do opłakanych skutków. Ks. Puzewicz traktuje bowiem homo i heteroseksualizm (a także inne składniki LGTB) jak tradycyjna teologia, czerpiąc z Księgi Rodzaju, męskość i kobiecość. Ludzie nie są już dla niego mężczyznami i kobietami, ale homo, bi, trans i heteroseksualistami. I to właśnie określa ich tożsamość, i to do tego stopnia, że Jezus – określa ich mianem nie „świętych” czy wybranych, ale „braci gejów” czy „sióstr lesbijek”.

 

Duszpasterski komunikat

 

Ale najgorszy w tym, co napisał ks. Puzewicz, jest jego komunikat duszpasterski. Brak choćby użycia terminu grzech (w odniesieniu do aktów, a nie do samej skłonności), przypomnienia jasnych biblijnych prawd i nauczania Kościoła, a także „senne” zakwestionowanie autorytetu zarówno tradycji jak i Pisma przez samego Jezusa buduje, niestety wrażenie, że ksiądz nie uważa aktów homoseksualnych za grzech. Zapewnienia, że jest inaczej, na niewiele się – niestety – zdają, bowiem w całym tekście nie widać choćby śladu oceny moralnej, choćby sugestii, że takowa może się dokonać. Jezus ze snu księdza Puzewicza stawia ludzi ponad Prawem, kwestionuje samo jego istnienie. A zbawienie dokonane jest... no właśnie nie wiadomo nawet na jakiej zasadzie. Nie ma też w tekście ani słowa o tym, że choć oczywiście osoby homoseksualne (tak jak i heteroseksualne, bo lista grzechów, o których pisał św. Paweł jest długa) mogą znaleźć się w niebie, to potrzebne jest ich nawrócenie, pokuta, wciąż na nowo powtarzane powstawanie z grzechu (gdy w niego upadają).

 

Te braki sprawiają, że tekst staje się ewidentnie fałszywy, a jego fałszywości nie zmienia i zmienić nie może nawet literacka forma. Forma ta ma osłaniać głoszącego ewidentne herezje kapłana, przed reakcją władz, ale przecież nie zmienia ona w niczym tego, że głosi on rzeczy niezgodne nie tylko z katolickim nauczaniem na temat homoseksualizmu, ale nawet z innymi istotnymi prawdami wiary. Nie służy ona – o czym wielu zdaje się zapominać – osobom homoseksualnym, bowiem pomijając istotne elementy prawdy o ich skłonności, nie zawiera w sobie wezwania do nawrócenia, a jedynie bajeczkę o powszechnej akceptacji wszystkiego i wszystkich. Jedyną zaś grupą, która z tego wpisu może się ucieszyć są... homolobbyści, którzy bedą się tygodniami rozpisywać o odwadze księdza, jego otwartości i o tym, że nawet w Polsce Kościół zmienia swoje stanowisko. Aż się nie chce wierzyć, że dyrektor katolickiego radia, człowiek, który przez lata był rzecznikiem prasowym tego nie dostrzega...

 

Tomasz P. Terlikowski