Warto sobie uświadomić, że wczorajsze głosowanie w Grecji wcale nie dotyczyło reform, ani spłacania długów, ale tego, czy i jak długo greccy (i europejscy) podatnicy mają ratować niemieckie i francuskie banki. Jest bowiem fikcją opowieść o tym, że jakiekolwiek pieniądze poszły do Grecji. Od kilku lat z pieniędzy rzekomo przeznaczanych na pomoc dla Hellady dofinansowywane są bowiem niemieckie i francuskie banki, a sami Grecy z rzekomej dla nich pomocy nie dostali ani centyma. Zamiast tego otrzymują – w imię ratowania niemieckiej gospodarki – kolejne postulaty ograniczania się i zaciskania pasa. Nic dziwnego więc, że w końcu powiedzieli stop.

Jeśli bowiem ktoś powinien ponosić odpowiedzialność za błędne decyzje banków, to są to właśnie bankowcy. A – i dotyczy to nie tylko Grecji, ale również i kredytów indywidualnych choćby w Polsce – jak na razie cała odpowiedzialność i to za każdą niemal błędną decyzję przerzucana jest na klientów. Banki i ich szefowie, nawet jeśli nadmuchają sztuczne bańki czy oszukają klientów, zawsze są – w imię oczywiście stabilności finansowej – ratowane. Koszty ratunku ponoszą zaś podatnicy.

Greckie referendum jest także, i o tym nie wolno zapominać, ważną lekcją dla eurobiurokratów. Grecy pokazali bowiem jasno, że już sam fakt, że nie przewidziano metody wyjścia ze strefy Euro był bufonadą, a pomysł, by budować wspólną walutę na bazie politycznych deklaracji, a nie ekonomicznych kalkulacji kretynizmem. I teraz przychodzi im za to płacić. Najchętniej koszty zwaliliby oni na Greków, ale ci pokazali im figę z makiem. Wspólnej Europy nie buduje się na finansowej i światopoglądowej hucpie, ale na twardych fundamentach.

I wreszcie kwestia, od której rozpocząłem, czyli demokracja. Od jakiegoś czasu nieustannie przekonuje się nas, że wyborcy nie mają wyboru, że powinni głosować tak jak im dyktują rynki finansowe. Wielkie korporacje coraz częściej opowiadają się po jednej stronie sporu politycznego i światopoglądowego i próbują wymuszać na ludziach (a czasem i państwach) postępowanie zgodnie z ich interesami. Demokracja nie na tym polega. I dobrze się stało, że Grecy o tym przypomnieli.

Tomasz P. Terlikowski