Wszystko oczywiście w imię obrony UE, która obrony nie potrzebuje, bo przypomnijmy w większości krajów członkowskich flagi UE nie ma. Nie wiesza jej za sobą ani Angela Merkel, ani David Cameron, i nie widać powodów, by wisieć ona miała za Beatą Szydło. Jesteśmy suwerennym  narodem i mamy własne symbole, które powinny być eksponowane. Tak jak Wielka Brytania czy Niemcy robią to ze swoimi narodowymi symbolami.

Ale istnieje także argument, nazwijmy go, dla osób z sercem po lewej stronie, które troszczą się o wykluczenie czy narracje wykluczające część obywateli. Flaga UE jest takim właśnie wykluczającym symbolem. I nie chodzi tylko o ateistów, których „wykluczać” może fakt, że symbol ten ma swoje źródła w maryjności katolickiej, ale przede wszystkim o to, że obecność flagi tej organizacji międzynarodowej wyklucza tych wszystkich, którzy byli przeciwni przystąpieniu do niej. A przypomnijmy, że nigdy nie było tak, że wszyscy Polacy tego chcieli. Była część (jest faktem, że mniejszość), która tego nie chciała. Demokracja to zaś szacunek także dla praw mniejszości, która nie chciała, a być może nadal nie chce być częścią UE. Nikt nie ma prawa narzucać im symboli, których nie akceptują.

Flaga Polski nie ma takich dzielących konotacji, bo wszyscy jesteśmy obywatelami Polski. Biało-czerwony to kolor każdego z nas. Nikt nie jest z nich wykluczony. A zatem niechaj powiewa nad nami flaga biało-czerwona. A unijną można powiesić, gdy... jest ku temu okazja. Na przykład wizyta unijnych oficjeli. W innych sytuacjach nie jest ona do niczego potrzebna.

Tomasz P. Terlikowski