Historia rzeczywiście robi wrażenie i może poruszać. 10-letnia Paragwajka miała zostać zgwałcona przez swojego ojczyma. Jej dziecko ma obecnie pięć miesięcy życia płodowego Paragwaj, jako kraj w tej kwestii cywilizowany, zakazuje zabijania dzieci. Amnesty International domaga się zaś likwidacji niewinnego dziecko i organizuje wielką akcję na rzecz aborcji i zmiany paragwajskiego prawa. „Restrykcyjne prawo aborcyjne narusza prawo międzynarodowe” - wskazują przedstawiciele Amnesty International. „Brak zgody paragwajskich władz na przeprowadzenie bezpiecznej aborcji może mieć dewastujące skutki dla zdrowia dziewczynki. Przedłuży też dramat, przez który przeszła” - zakomunikowało AI. „Fizyczne i psychologiczne skutki podtrzymania niechcianej ciąży będą torturą dla dziewczynki” - podkreślają przedstawiciele organizacji.

A ja zacznę od jasnego stwierdzenia, że w historię dziewczynki wierzę umiarkowanie. A powód jest niezmiernie prosty. Już kilkakrotnie organizacja ta i inne podobne przedstawiały kłamliwe opowieści o rzekomo zgwałconych nastolatkach (później okazywało się, że nie zostały zgwałcone, jak „Agata” z Polski, albo miały dużo więcej lat, niż podawały media), których historie miały przekonać opinię publiczną, że prawo w jakimś kraju trzeba koniecznie zmienić. I niestety nie mam pewności, że tym razem nie jest podobnie.

Ale nawet gdyby tak nie było, to – o czym też warto pamiętać – dziewczynka jest już w drugim lub trzecim trymestrze ciąży. Aborcja w tym momencie oznacza sztuczne wywołanie porodu i narodziny martwego dziecka. Jest ona zatem, przynajmniej tak samo niebezpieczna dla dziewczynki, jak poród. Psychicznie i emocjonalnie jest zaś ona, o czym – dyskretnie milczą zwolennicy zabijania dzieci – kolejnym, dramatycznym gwałtem dokonanym na niewinnym dziecku. Zabicie dziecka w niczym nie pomoże dziewczynce, nie sprawi, że będzie ono mniej cierpieć z powodu gwałtu, nie pomoże w leczeniu traumy, a przeciwnie do jednej traumy doda drugą, przynajmniej równie poważną. Gwałtu nie leczy się bowiem nowym gwałtem, a jednej traumy drugą. I już tylko dlatego nie wolno się zgodzić na narrację narzuconą przez Amnesty International. Zabijanie nigdy nie jest lekarstwem na nic, a zabicie niewinnego dziecka w niczym nie pomoże drugiemu niewinnemu dziecku. Z amerykańskich badań wynika zaś wprost, że zgwałcone kobiety, które zdecydowały się urodzić dziecko wracają do równowagi psychicznej o wiele szybciej, niż te, które zgwałcono za pomocą aborcji ponownie.

Naukowcy z Elliot Institute zbadali 192 zgwałcone kobiety, które zaszły w ciążę. 69 procent z nich zdecydowało się urodzić dziecko, 29 procent dokonało aborcji, a 1.5 procenta poroniło dziecko naturalnie. Ich odpowiedzi kreślą jasny obraz. Aborcja dla zgwałconej kobiety jest wygodna dla jej otoczenia, ale nie jest dobra dla niej. 80 procent z kobiet, które dokonały aborcji po gwałcie lub aktach kazirodztwa uznaje, że było to złe rozwiązanie. Większość z nich podkreśla, że w niczym nie pomogło to w walce z traumą, a nawet zdecydowanie ją wzmocniło. Prawie połowa z kobiet, które zdecydowały się na zabicie swojego dziecka podkreśla, że zrobiła to ze względu na presje otoczenia, bliskich i pracowników medycznych. Gdy aborcja dotyczyła nieletnich, to nie dziewczynki, ale ich rodzice i opiekunowi domagali się zabicia dziecka. I wreszcie najmocniejsza dana. Nie ma – wśród kobiet, które urodziły swoje dzieci – ani jednej, która żałowałaby tej decyzji. Nie ma też – o czym przypominają autorzy badań przeprowadzonych przez Elliot Institute – żadnych poważnych badań, które wykazywałyby, że aborcja przynosi jakiekolwiek psychiczne korzyści zgwałconym kobietom, które w wyniku tego przestępstwa zaszły w ciąże. Brak dowodów na to, by szybciej wychodziły one z traumy po gwałcie lub by łatwiej sobie z nią radziły.

I nie ma w tym nic zaskakującego. Aborcja jest gwałtem na umyśle, ciele i duszy kobiety, która się na nią decyduje, albo zostaje do niej zmuszona, dokładnie tak samo jak jest nią gwałt seksualny. W obu przypadkach mamy do czynienia z traumą, cierpieniem i bólem. Jedno nie może więc być lekarstwem na drugie. Nie leczy się bowiem cierpienia po utracie nogi, poprzez odcięcie ręki, i nie da się wyleczyć traumy gwałtu traumą zabicia dziecka i okaleczenia już na zawsze kobiecej psychiki. „Aborcja jest tragicznym wydarzeniem, agresywną i uśmiercającą odpowiedzią na problemy społeczne, indywidualne w relacjach z innymi oraz seksualne. Fizycznej bowiem śmierci dziecka odpowiada śmierć pewnej psychicznej części matki” - podkreśla we wstrząsającym eseju „Traumatyzacja w następstwie aborcji” Cristiona Cacace i Tonino Cantelmi. Stres związany z urazem psychicznym, jakim jest aborcja oddziaływuje na kobietę jeszcze wiele lat po dokonanej aborcji, sprawia, że o wiele częściej choruje ona na depresję czy popada w alkoholizm czy inne uzależnienia. Ale to nie jedyne problemy, z jakimi przychodzi się mierzyć kobietom po aborcji. Kobiety – i to niezależnie od przyczyn, jakie stały za ich decyzją -  które zdecydowały się na aborcję o wiele trudniej zasypiają, mają powracające natręctwa związane z nienarodzonymi dziećmi (jedna z pacjentek włoskich lekarzy mówi wprost, że wciąż powraca do niej sen, w którym widzi wokół siebie tylko śmierć, a także odczuwa straszliwą udrękę), a także ograniczenia emocjonalne, które bardzo utrudniają im opiekę nad kolejnymi dziećmi, poprzez nadopiekuńczość albo przeciwnie obojętność wobec dzieci.

Wszystkie te objawy sprawiają, że wzrasta u kobiet, które zdecydowały się na aborcję także prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa. „... badania z 1987 roku przeprowadzone na kobietach cierpiących na poaborcyjną traumę, pokazały, że 60 procent z nich myślało o samobójstwie, 28 procent próbowało samobójstwa, a 18 procent próbowało je popełnić kilkakrotnie” - wskazują  Cacace i  Cantelmi. Jeszcze mocniej ten wpływ aborcji na samobójstwa widać w fińskich badaniach z lat 1987-1994. Wynika z niego, że „spośród wszystkich popełnionych samobójstw 5,4 procent łączyło się z ciążą, 5,9 procenta z narodzinami dziecka, 18,1 z poronieniem, a 34,7 z aborcją” (Cacace i Cantelmi). Jednym słowem najczęstszą przyczyną samobójstw była właśnie aborcja, która jest jednym z największych i najokrutniejszych gwałtów, jakich można się dopuścić na kobiecie. I właśnie tego wobec dziesięciolatki chcą dopuścić się rzekomo ją wspierający aborcjoniści z Amnesty International.

Warto o tym wszystkim pamiętać, by nie ulec propagandzie aborcjonistów, którzy wstrząsającą (ale warto pamiętać nie wiadomo, czy prawdziwą) historią chcą na nas emocjonalnie wymusić zgodę na zamordowanie niewinnego dziecka. I wielką krzywdę dla drugiego dziecka. Dlatego zamiast debatować nad zabiciem jednego dziecka i skrzywdzeniem drugiego, trzeba rozmawiać o tym, jak pomóc dziesięciolatce. Pomóc, a nie skrzywdzić.

Tomasz P. Terlikowski