Wspólny apel biskupów polskich i rosyjskich, prawosławnych i katolickich – to ważny gest. Ale jego istota wcale nie jest polityczna (niezależnie od intencji Putina, Komorowskiego czy polityków Prawa i Sprawiedliwości), ale najgłębiej religijna i moralna. Patriarcha Cyryl i arcybiskup Józef Michalik czynią – podpisując ten dokument – pierwszy krok na drodze budowania wielkiej koalicji prawosławno-katolickiej i polsko-rosyjskiej w walce o dusze Europy i przypominają, że w obecnej chwili głównym przeciwnikiem chrześcijan jest cywilizacja śmierci, w walce, z którą trzeba zwierać szeregi.

 

Rosyjska Cerkiew (niezależnie od swojej skomplikowanej historii i trudnych do zlekceważenia relacjach z władzą) i Kościół w Polsce są powołane, by ową walkę prowadzić, a co za tym idzie stają naturalnymi sprzymierzeńcami. Historia, a nawet polityczna teraźniejszości w relacjach polsko-rosyjskich nie powinna tego przesłaniać, nie powinny uniemożliwiać współpracy w walkę o małżeństwo, rodzinę, życie, wartości chrześcijańskie w przestrzeni publicznej. Rosjanie, co przyznawał choćby metropolita Hilarion, mogą nauczyć się od polskich katolików skuteczności w zmianie prawa aborcyjnego. Razem możemy bronić pewnych wartości na arenie międzynarodowej, skutecznej.

 

Nasze pojednanie to jednak także, o czym nie sposób zapomnieć, krok na drodze do odmrożenia relacji Watykan-Moskwa, a co za tym idzie prawosławno-katolickich. Wspólny apel może otwierać drogę do spotkania papieża i patriarchy (które było wielkim marzeniem Jana Pawła II), a co za tym idzie, do mocniejszych, bliższych relacji i współpracy w walce o świat między Cerkwią a Kościołem w całości.

 

O tych elementach nie wolno nam zapominać. Życie milionów dzieci, troska o rodzinę, zaangażowanie w obronę małżeństwa są ważniejsze, niż nasze historyczne (niekiedy słuszne) żale, niż polityczny (często słuszny) spór z Putinem, niż wypominanie przeszłości Cyrylowi. Gdy toczy się wojna o życie, o rodzinę, o małżeństwo nie lustruje się sprzymierzeńców, nie analizuje się ich przeszłości, nie krytykuje się wspólnoty, z której pochodzą, ale razem broni się tego, co najważniejsze. A my jesteśmy w takiej właśnie sytuacji.

 

Tomasz P. Terlikowski