W "Rzeczpospolitej" ukazała się niewielka notka o tym, że niemieccy (Commerzbank właściciel mBnaku), austriaccy (RBI właściciel Raiffeisen Polbank) i amerykańscy (grupa GE właściciel BPH) właściciele polskich już tylko z nazwy banków postanowili wpłynąć na proces stanowienia prawa. W jaki sposób? Otóż grożąc, że jeśli prawo będzie nie po ich myśli i zmusi ich do podzielenia się zyskiem z obywatelami, a ryzykiem z własnymi klientami, to oni będą wytaczać procesy Polsce. Tak się dodatkowo składa, że dzieje się to na kilka dni przed tym, gdy ustawa trafić ma pod obrady Senatu. Jednym słowem zwyczajny szantaż, za pomocą którego zachodnie banki próbują wymusić na polskiej władzy,  by ta liczyła się bardziej z ich interesami, niż z interesami własnych obywateli.

Odpowiedź naszego rządu – gdyby tylko zachował on resztki cojones  - powinna zaś być prosta. Jasny komunikat, że od teraz to władza wspierać będzie resztkę polskich banków (w tym banki spółdzielcze i SKOK-i), bo to one reprezentują autentycznie polski kapitał, że rozważa się renacjonalizację banków, bo zachodni kapitał chce uniemożliwić nam prowadzenie suwerennej polityki i wreszcie, że stosowne służby zamierzają się przyjrzeć nie tylko procedurom prywatyzacji polskich banków, ale także transferowi zysków z Polski do banków matek, a także przyjąć prawne rozwiązania, które taki transfer, by uniemożliwiły. I żeby nie było wątpliwości wcale nie chodzi o zemstę, a o przypomnienie, że dla polskiej władzy to interes Polaków powinien być istotniejszy od interesów zachodnich właścicieli banków. Jeśli się to im nie podoba, to zawsze mogą robić interesy gdzie indziej.

Tomasz P. Terlikowski