Norm moralnych, w tym także normy, która służy do oceny zachowań homoseksualnych nie wyprowadza się bowiem z teorii ewolucji (swoją drogą nie jest to jedyna teoria wyjaśniająca powstanie i rozwój gatunków). Nie jest ona jednak także tylko efektem dyskursów społecznych. Opinie przedstawione na temat ewolucji przez pracowników PAN nie są wolne od ideologii czy filozofii. „Zwracamy uwagę, że ewolucja nie jest procesem celowym, w związku z czym gatunki nie mają żadnych „zadań” - oznajmiają oni. I już tylko to pokazuje, że opowiadają się po jednej z wielu stron debaty filozoficznej na temat celowości ewolucji. Istotne jest jednak to, że odpowiedź na pytanie, czy ewolucja jest „ślepa” czy nie, nie należy do biologii, a jest już problemem filozoficznym. I filozofowie od lat się o to spierają.

 

Z tego ich filozoficznego założenia o braku celowości ewolucji wypływają dalsze twierdzenia. „Ewolucja nie tworzy żadnych norm, to społeczeństwa je tworzą” - stwierdzają. I znowu, pomijając debatę nad tym, czy teoria ewolucji jest prawdziwa, wniosek taki jest wnioskiem filozoficznym, a nie biologicznym. Pojęcie norm społecznych czy etycznych nie wchodzi bowiem w zakres biologii, a nauka ta nie jest w stanie określić skąd się one biorą. No chyba, że jej reprezentanci zabiorą się za ideologię.

 

Ale, i to też trzeba powiedzieć jasno w odniesieniu do drugiej strony sporu, nawet jeśli homoseksualizm z punktu widzenia ewolucji jest bezużyteczny, to nie ma to wpływu na jego wartościowanie moralne czy uznanie bądź nie jego znaczenia społecznego. Taką ocenę trzeba i można wyprowadzać z analizy życia społecznego, interesu państwa czy wreszcie z moralności i religii. Teoria ewolucji jest jednak do tego całkowicie bezużyteczna. I to nie tylko dlatego, że jest jedynie teorią, ale przede wszystkim dlatego, że do budowania dyskursu moralnego czy społecznego, trzeba przede wszystkim filozofii, a nie ideologicznie zinterpretowanej biologii. A tak niestety trzeba zinterpretować sformułowanie: „Podstawowe założenia syntetycznej teorii ewolucji wykazują, że najważniejszym zadaniem każdego gatunku jest przekazanie genów następnemu pokoleniu. Stanowi ono motor ewolucji i podstawę istnienia gatunku. Gdyby wszystkie osobniki danego gatunku (także i człowieka) zamieniły się w osobniki homoseksualne – gatunek ten przestałby istnieć, ponieważ nie nastąpiłoby przekazanie genów następnemu pokoleniu, w związku z czym nie byłoby potomków. Dlatego z całą odpowiedzialnością można stwierdzić, że z punktu widzenia ewolucji homoseksualizm jest anomalią”.

 

Bliżej mi oczywiście do naukowców z AKO, ale – choć podzielam ich opinię – że normy i zasady moralne można wyprowadzić z natury, że wpisane jest w nie prawo naturalne, to nie sądzę, by akurat teoria ewolucji była tu najlepszym przykładem. Biologizacja dyskursu moralnego jest niebezpieczna dla spójności, rozmywa znaczenie terminu prawo naturalne, a do tego nadwartościowuje dyskurs nauk szczegółowych, które nie powinny być wykorzystywane do tworzenia norm.

 

Obie strony wydają się więc tutaj popadać w przesadny kult biologii. Powód jest oczywisty. Współcześnie wszystko, co „naukowe” (nawet jeśli dyskurs naukowy jest stosowany jedynie do uzasadnienia światopoglądowych wniosków) jest cenione bardziej niż to, co „filozoficzne” czy – nie daj Boże - „religijne”. Trzeba mieć jednak świadomość, że jeśli mamy realnie dyskutować o kwestiach moralnych, to zamiast uciekać w „naukawość” (to nie jest przejęzyczenie), powinniśmy odwołać się do nauk, które rzeczywiście mogą coś o moralności powiedzieć. A nie są nimi nauki biologiczne czy socjologia (nie wspominając już o marksizmie-genderyzmie), ale klasyczna filozofia i teologia. Powrót do nich, przywrócenie łacińskiej konsekwencji myślenia i języka, jest jedyną drogą uzdrowienia myślenia. Okładanie się teorią ewolucji, a dokładniej jej rozmaitymi intepretacjami, tego nie zmieni.


Tomasz P. Terlikowski