„Jacob urodził się jako Mia – druga z trzech córek Mimi i Joe’ego. Ale już od najmłodszych lat dziewczynka nie mogła pogodzić się ze swoją płcią’ – donosi Radio Zet. Od kiedy skończyła 2 lata, uważała, że jest chłopcem i tak też się zachowywała. Początkowo rodzice myśleli, że Mia jest po prostu chłopczycą. – Zawsze chciała bawić się z chłopcami – przyznał jej tata.

Żeby dziecko poczuło się w końcu lepiej, zmienili córce płeć. „Obcięli jej włosy, kupili chłopięce ubrania i nazwali Jacob”. Zapisali też dziecko do nowej szkoły, w której nikt nie znał jego przeszłości: „Zdałam sobie sprawę, że on nigdy nie był Mią. To był tylko wytwór mojej wyobraźni” – powiedziała matka Jacoba.

A może wytworem wyobraźni była chęć posiadania syna, dlatego wykorzystali zainteresowania córki chłopięcymi zabawami i zmienili ją w chłopca? Przykro mi, ale nie wierzę w świadome decyzje pięciolatka. Nie wierzę też, że zdaje on sobie sprawę z konsekwencji takich wyborów.

Każdy bowiem, kto ma dzieci, obserwuje różne etapy ich zachowania. Raz mają one ochotę bawić się lalkami, innym razem – wspinać się na drzewa. Raz gotują zupę, innym razem bawią się samochodami. Czy każdy chłopiec, który na pewnym etapie swojego rozwoju zachwyca się wózkiem z lalką, ma być natychmiast przerabiany na dziewczynkę? A może każda dziewczynka, która właśnie odkryje różnice płciowe i zapyta, czemu nie ma siusiaka tak jak chłopcy, podświadomie tęskni właśnie za byciem chłopcem i w ten sposób to sygnalizuje. Czy to oznacza, że trzeba z niej zrobić chłopca? Pięciolatek jest zmienny, nie potrafi do końca przewidzieć konsekwencji swoich decyzji, więc i o jakiej świadomości jest tu mowa?

„Upór, konsekwencja i obstawanie przy swoim – to cechy transgenderowego dziecka” – uważa matka i podkreśla, że Jacob miał je wszystkie. Hmm, ciekawostka. Zdecydowana większość nietransgenderowych pięciolatków charakteryzuje się również uporem, konsekwencją i obstawianiem przy swoim. Spytajcie rodziców takich dzieci? Mało które na tym etapie nie jest uparte jak osioł i za wszelką cenę nie chce postawić na swoim. Tyle tylko, że emocje te jeszcze powinien kontrolować rodzic, a nie ulegać żądaniom, czy mniejszym lub większym kaprysom.

Bo dla pięciolatka zmiana dziewczynki w chłopca to zabawa, przebieranka, która za jakiś czas się znudzi. Bo pięciolatki lubią zmiany, a głowy mają pełne pomysłów. Dziwi mnie tylko, że jak pięciolatki zachowali się rodzice i nie dali szansy podjąć faktycznie świadomej decyzji już dojrzałemu dziecku. W końcu jak podkreślają seksuolodzy, to dopiero dojrzewanie weryfikuje decyzję. Wcześniej, u takich dzieci, nie stosuje się ani leczenia hormonalnego, ani chirurgicznego. Bo zawsze może się zdarzyć chęć powrotu do stanu wyjściowego. Jacob zawsze może być z powrotem Mią. Tyle tylko, czy eksperymenty z płcią nie odbiją się choćby na przyszłych relacjach dziecka z płcią przeciwną? I w ogóle na psychice dziecka? Ale po co zaprzątać sobie głowę takimi problemami, grunt, że syn jest w domu.

Małgorzata Terlikowska