Słupki poparcia spadają, dlatego trzeba odwołać się do emocji. A jeśli emocje, to najprościej sięgnąć po in vitro, bo wiadomo, że i zwolennicy, i przeciwnicy zapłodnienia pozaustrojowego nie przejdą obok tego obojętnie. A że czasu do wyborów mało, to trzeba zaatakować z grubej rury. Najpierw spotem atakującym przeciwnika in vitro, jakim jest kandydat PiS Andrzej Duda. Spotem niemerytorycznym, na którym specjaliści nie zostawili suchej nitki. Genetyk prof. Andrzej Kochański na antenie Telewizji Republika komentował wyborczą reklamówkę prezydenta. Jego zdaniem do celów politycznych nie można instrumentalnie wykorzystywać zdrowia Polaków, zarówno tych, którzy zmagają się z niepłodnością, jak i tych, którzy przyjdą na świat po zapłodnieniu in vitro: „Nauka pokazuje, że in vitro ma negatywny wpływ na zdrowie człowieka, na jego geny, na genom” – mówił genetyk. Niestety, w spocie Komorowskiego nie ma o tym ani słowa. In vitro to temat na tyle poważny, że należy zostawić go naukowcom, ekspertom, a nie poddawać pod publiczne debaty i głosowania – uważa prof. Kochański. Od urzędującego prezydenta oczekiwałabym uczciwej gry politycznej, a nie hucpy sprowadzonej do tanich emocji. Mam jednak nadzieję, że emocje te okażą się złym politycznym doradcą, a dowodem tego będzie wynik niedzielnych wyborów.

Ale spot to mało. Dziś prezydent spotkał się z przedstawicielami stowarzyszenia „Nasz Bocian”, które lobbuje na rzecz zapłodnienia pozaustrojowego. W czasie tego spotkania Bronisław Komorowski wychwalał metodę sztucznego zapłodnienia. „Jest się z czego cieszyć” – mówił. I podkreślał, że „metoda in vitro rozwiązuje dramatyczne problemy par, które inaczej nie mogłyby mieć dzieci”. Szkoda tylko, że przy okazji nie wspomniał, że jedno dziecko rodzi się kosztem kilkunastu innych. A skuteczność tej metody także pozostawia wiele do życzenia. Nie zauważyłam też, żeby tak chętnie prezydent spotykał się z osobami zajmującymi się naprotechnologią. A jest ich w Polsce niemało. Nasz kraj, zaraz po Stanach Zjednoczonych, to największy ośrodek leczący niepłodność za pomocą metody prof. Thomasa Hilgersa. Świadectwa rodziców, którzy często po nieudanym in vitro, dzięki naprotechnologii właśnie doczekali się dziecka, są dowodem znacznie większej jej skuteczności. Silne lobby in vitro nie dopuszcza jednak do debaty naprotechnologów.

Nie pora teraz żeby po raz kolejny przytaczać argumenty przeciwko zapłodnieniu pozaustrojowemu. Przykro mi jedynie, że urzędujący prezydent tak jawnie popiera metodę, co do której jest bardzo wiele zastrzeżeń moralnych. Jako głowa państwa Bronisław Komorowski, który jak sam mówi „jest za życiem”, mógłby dać impuls poważnej debacie dotyczącej leczenia niepłodności, bo to problem, który będzie niestety narastał. Coraz późniejszy wiek, w którym kobiety decydują się na dziecko, lata przyjmowania antykoncepcji, stres i wiele, wiele innych czynników będą powodować, że par niepłodnych będzie przybywać. Dlatego o niepłodności trzeba rozmawiać i trzeba wypracować najlepsze i najefektywniejsze metody jej leczenia (a in vitro leczeniem nie jest). Do debaty tej powinni być zaproszeni na równych prawach także przeciwnicy zapłodnienia pozaustrojowego i również oni powinni mieć możliwość przedstawienia swoich naukowych argumentów. Na razie o takiej debacie możemy pomarzyć, bo eksperci nawet z tytułem profesorskim pokazujący ciemną stronę in vitro są systematycznie z debaty publicznej eliminowani. Czego na własnej skórze doświadczył choćby wybitny genetyk prof. Andrzej Kochański.

Małgorzata Terlikowska