Nie ulega wątpliwości. Rodziców spotkała ogromna tragedia. W wyniku powikłań po ospie ich dziecko nie żyje. Wirusem miało się ono zarazić podczas „ospa-party”. Tak nazywane są spotkania dzieci chorych na ospę, z tymi, którzy jeszcze tej choroby nie przechodzili. Jako że ospa nazywana jest chorobą wieku dziecięcego niektórzy rodzice nie czekają, aż dziecko samo zachoruje, tylko celowo konfrontują je z chorym dzieckiem. Wiadomo, im wcześniej choroba przebyta, tym przebiega ona lżej i dziecko uodpornione wkracza już w dorosłe życie. Pediatrzy ten pomysł jednak krytykują. A i mi trudno się dopatrzyć w „ospa-party” jakiejś logiki. Rodzic winien dziecko od zarazków chronić, a nie na nie dziecko świadomie zarażać.

Według statystyk, które przytacza „Medycyna Praktyczna” 80% dzieci przechodzi ospę wietrzną przed ukończeniem 9. roku życia. W Polsce w 2010 roku zachorowało na tę chorobę około 183 446 osób, w tym ponad 72 834 dzieci do 5. roku życia (38%). I zdecydowana większość tych dzieci przeszła chorobę bez żadnych powikłań. Powikłania, które wymagały leczenia szpitalnego, wystąpiły średnio u 6 chorych na 1000 przypadków. Tyle że statystyka nie mówi, czy te hospitalizowane dzieci to były dzieci zdrowe czy dzieci z grup ryzyka. I podobnie w tym nagłośnionym medialnie przypadku. Nie znamy sytuacji dziecka, nie wiemy, czy było zdrowe czy obarczone jakimiś schorzeniami, czy na ospę nałożyły się jakieś infekcje, czy dziecko było w grupie ryzyka. Pytań jest bardzo wiele. Przy okazji pada też naczelny argument dotyczący szczepienia – oto zamiast szczepić dziecko, rodzice wolą, żeby przeszło ono chorobę. Tym bardziej że szczepionka choroby nie wyklucza, tyle że dziecko może przejść ją łagodniej niż to nie szczepione.

Internauci wsiedli więc na rodziców  zmarłego dziecka za to, że go nie zaszczepili. Tyle że obowiązku szczepienia na tę chorobę nie ma. Tu rodzic ma dowolność. W kalendarzu szczepień szczepionka na ospę jest szczepionką zalecaną, to znaczy rodzic musi za nią zapłacić z własnej kieszeni (ok. 200 zł/dawka, a konieczne są dwie dawki). Obowiązkowa szczepionka jest dla określonej grupy dzieci (do 12. roku życia), m.in. tych chorych na białaczkę, przyjmujących chemię, przebywających w placówkach opiekuńczych, domach dziecka, czyli tam, gdzie dzieci jest dużo , a co za tym idzie wzrasta ryzyko epidemii i powikłań.  Ospa, jak każda choroba zakaźna, niesie ze sobą ryzyko powikłań , z jakiegoś powodu jednak wybór został dany rodzicom. Rozumiem, że gdyby było inaczej szczepionka przeciwko ospie byłaby ujęta w kalendarzu szczepień jako szczepienie obowiązkowe.

Nie ulega wątpliwości, że rodzice niekoniecznie wykazali się rozsądkiem, celowo doprowadzając do zarażenia dziecka. Niemniej trzeba mieć na względzie, że wirusem wywołującym ospę można zarazić się nie tylko podczas „ospa-party”, ale także w żłobku czy przedszkolu, w sali zabaw, a nawet w przychodni. W ilu przychodniach dziecko, które przychodzi z ospą, czeka na swoją kolej w izolatce? W ilu przychodniach dzieci z ospą, czekają na swoją kolej, obok innych dzieci? A żłobki, przedszkola – toż to dopiero wylęgarnie epidemii, może więc należałoby je zamknąć? Czy do tych miejsc także powinien wkroczyć prokurator?

Mam wrażenie, że znów próbuje się nas rodziców zastraszyć, po to byśmy ruszyli do aptek i wyłożyli pieniądze na szczepionkę. W zeszłym roku była panika związana z odrą. Media co raz rozpisywały się o grożącej nam epidemii. Wcześniej grożono nam pandemiami świńskiej czy ptasiej grypy. A wiadomo, że na panikę rodzice są dość podatni. Nie chcę węszyć tutaj spisku firm farmaceutycznych, które być może nie mają co zrobić z wyprodukowaną szczepionką, więc pod płaszczykiem grożących powikłań chcą, by rodzice masowo szczepili dzieci przed tą chorobą.  Ale czasem trudno się opędzić od takiego wrażenia.

Parę miesięcy temu mieliśmy debatę na temat rozszerzenia kalendarza szczepień, zakończoną podpisaniem stosownej ustawy przez prezydenta Andrzeja Dudę. Na jej mocy od 2017 roku refundowane i obowiązkowe będą dodatkowo szczepionki przeciwko pneumokokom i wirusowi HPV. Szczepionka przeciwko ospie wietrznej na refundację  z jakiegoś powodu się nie załapała. A szkoda, bo jeśli powikłania po ospie mogą doprowadzić do śmierci, to może tę Ministerstwo Zdrowia winno refundować, a nie kontrowersyjną szczepionkę przeciwko brodawczakowi ludzkiemu (HPV).

Małgorzata Terlikowska