Sądy, które stoją na straży polskiego prawa i bronią zdrowego rozsądku, znalazły się na celowniku działaczy gejowskich. Bo są – ich zdaniem – homofobiczne i jako takie dyskryminują osoby homoseksualne, które sądownie próbują wymóc na urzędach stanu cywilnego zgodę na zawarcie małżeństwa z partnerem tej samej płci. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, już pięć par w Polsce prowadzi sądową batalię o prawne uznanie małżeństw jednopłciowych.  Na razie w obu instancjach sądy wydawały wyrok dla nich niekorzystny. Argument był jeden – skoro kodeks rodzinny i opiekuńczy głosi, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny i tylko w takim układzie może być zawarty, nie ma żadnych podstaw, by sądy zgadzały się na małżeństwo kobiety z kobietą czy mężczyzny z mężczyzną. Koniec kropka. Sądy w swoich wyrokach powoływały się także na 18. artykuł  Konstytucji RP. Głosi on, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny i jako takie otoczone jest przez państwo ochroną i opieką. Innego małżeństwa, np. takiego, które nie korzysta z ochrony i opieki, co sugerują niektórzy konstytucjonaliści, po prostu być nie może. Po stronie rozsądku jest także wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2011 r. (SK 62/08) w sprawie przepisów podatkowych. Tam znajduje się definicja rodziny („jako trwałego związku mężczyzny i kobiety nakierowanego na macierzyństwo i odpowiedzialne rodzicielstwo"), do której odwołują się sądy, nie zgadzając się na „małżeństwa jednopłciowe”.  

Par jednopłciowych, które chciałyby żyć w jednopłciowych małżeństwach, takie argumenty jednak nie przekonują. Zapowiadają, że w tej sprawie, po wyczerpaniu polskiej drogi prawnej, będą uderzać do Strasburga. Chcą przy tym powołać się na naruszenie art. 8 europejskiej konwencji praw człowieka, czyli prawa do życia prywatnego i rodzinnego.

Zanim jednak sprawa zwolenników związków jednopłciowych trafi do Stasburga i zostanie rozpatrzona przez tamtejszych sędziów, na razie geje i lesbijki wylewają w „Wyborczej” żale na polskie sądy. Dwie lesbijki miały poczuć się upokorzone po tym, jak sąd dla Warszawy-Pragi spytał, która z nich zamierza być żoną, a która mężem. W przypadku związków heteroseksualnych to sprawa oczywista, w przypadku jednopłciowych – niekoniecznie. Inny sąd, w podobnej sprawie, uznał, że polskie prawo nikogo nie dyskryminuje. „Osoby homoseksualne nie są ograniczone w prawie do prywatności i życia rodzinnego, bo mogą zawrzeć związek z osobą odmiennej płci" – argumentował sąd w Bochni. Co zostało przez homolobby odebrane jako skandal.

W tej sprawie – jak widać – polskie sądy są konsekwentne. I wbrew propagandzie Polska to niejedyny kraj w Europie, w którym małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny i żadnych odstępstw od tej definicji nie ma.

Co łączy Słowację, Bułgarię, Litwę i jeszcze szesnaście innych państw europejskich? To, że nie istnieje w nich nic takiego jak „małżeństwo jednopłciowe”. Wewnątrz Unii Europejskiej jeszcze tylko w siedmiu państwach nie ma ani związków, ani małżeństw zawieranych przez dwie kobiety czy dwóch mężczyzn. W tym w Polsce. Czy unijna machina pójdzie w ruch i nakaże tym państwom rejestrować „małżeństwa jednopłciowe”, tak jak stało się to we Włoszech. Skoro Unia reguluje krzywiznę banana czy ilość spłukiwanej do sedesu wody, może się okazać, że będzie nam kazała uznać kwadraturę koła, jaką są „małżeństwa jednopłciowe”. Chyba że prędzej się rozpadnie.

 

Małgorzata Terlikowska