Magdalena Środa rusza do ataku. Tym razem na celownik wzięła zmiany, jakie proponuje nowe kierownictwo resortu edukacji. „Dwie panie nauczycielki - posłanka Marzena Machałek i minister Anna Zalewska - właśnie się wzięły do przygotowanej od dawna reformy oświaty, i to w jej najważniejszej części: wychowawczo-propagandowej” – pisze Środa. Nie wiem, jaką propagandę Magdalena Środa ma na myśli. Mam jednak wrażenie, że propaganda była domeną poprzedniego kierownictwa resortu edukacji. Ale tamta propaganda była według Środy słuszna, bo otwierała szkoły na genderowe eksperymenty. Ślepa propaganda PO-wskich ministrów edukacji, a w zasadzie nie ministrów, a ministrzyń (jak to będzie po feministycznemu?) doprowadziła do tego, że zamiast porządnej literatury czytanej w całości, uczniowie czytają wypisy, fragmenty, bo przecież jeszcze się przemęczą. Zamiast klasyki Harry Potter, historia w pigułce, patriotyzm to obciach, nauka pod testy, podręczniki sprawdzane przez równościowych cenzorów. Zero myślenia, zero kojarzenia faktów. W końcu bezmyślną masą łatwiej jest sterować. I można jej wszystko wmówić. Poziom edukacji powoli sięga dna, co potwierdzają choćby nauczyciele akademiccy. Przerażeniem napawają mnie zapowiedzi tworzenia zerowego roku na uczelniach, by nadrobić zaległości ze szkoły średniej. Niewydolny system trzeba więc jak najszybciej zmienić. I jest teraz na to szansa.

Jako rodzic, którego dzieci jeszcze długo będą uczestnikami systemu edukacji, zapowiadane w końcu zmiany przyjmuję z wielką nadzieją. Powrót do kanonu lektur, szkoła jako miejsce przyjazne rodzinie bez agresywnie promowanej ideologii gender, szkoła wolna od różnej maści edukatorów seksualnych. Optymizmem też napawają zapowiedzi wypracowania takiej formuły edukacji, która do wychowania będzie podchodziła w sposób całościowy, jako do procesu trwającego przez kilkanaście lat życia dziecka. „Nie da się dyskutować o każdym elemencie edukacji osobno, bo młodego człowieka trzeba widzieć w całości - od przedszkola do matury i stworzyć spójny system” – mówiła minister Anna Zalewska w tygodniku „w Sieci”.

„Wolność i godność (pojęcie to zrobiło zawrotną karierę retoryczną w kampanii Beaty Szydło) będą z całą pewnością hasłami przewodnimi wychowawczej rewolucji” – straszy Środa. Nie wiem, jakie niebezpieczeństwo czai się pod tymi fundamentalnymi dla etyki pojęciami. Wolność jest człowiekowi dana i zadana. Nie ma jej bez prawdy, miłości, solidarności, ofiar i sprawiedliwości. Nie daje ona nieograniczonych przywilejów. „ Kto tak ją pojmuje, naraża wolność na śmiertelny cios” – nauczał Jan Paweł II. Jego genialne intuicje dotyczące moralności i wychowania mogą więc być doskonałą bazą do budowania sensownego programu wychowawczego. Ostatnio nawet w ministerstwie edukacji odbyła się na ten temat konferencja, czego nie omieszkała wytknąć Magdalena Środa. Rozumiem, że to żal o to, że to nie ona, ani osoby podzielające jej poglądy dyskutują o kierunku wychowawczym, tylko np. prof. Krystyna Chałas z KUL. Jakoś nie odnotowałam protestów pani Środy, kiedy o edukacji rozmawiali wyłącznie przedstawiciele genderowo-lewackiej opcji i zastanawiali się, jak jeszcze ocenzurować podręczniki, by nie było w nich nic o rodzinie, mamie, tacie i dzieciach. Osób o prawicowych poglądach nikt na te dyskusje nie zapraszał. Ciekawe dlaczego?

Oberwało się także PiS-owi za kuratorów: „Kuratorzy, podlegli samej pani minister, mają kontrolować formację nauczycieli pod względem ich przydatności do realizacji polityki oświatowej państwa. W rzeczywistości taki kurator niewiele musi robić, samo jego powołanie jest straszakiem dla tych nauczycieli, którzy chcieliby robić w szkole coś nowoczesnego, twórczego, ale niezgodnego z linią wychowawczą partii, czyli de facto szkolnego katechety”. Próbki nowoczesnych i twórczych projektów już mieliśmy, ot choćby program „Równościowe przedszkole”, gdzie proponowano dzieciom różnego rodzaju zabawy, przebieranki, a nawet „gender quizy”, których jedynym celem było zasianie niepewności co do własnej płci. Za takie eksperymenty na naszych dzieciach już serdecznie dziękujemy.

Jeśli polska szkoła powróci do klasycznego modelu nauczania i wychowywania opartego na wspomnianych wcześniej wartościach, ma szansę wykształcić mądrych Polaków. Większą korzyść wyniosą oni z ciekawych lekcji historii, polskiej tradycji czy kultury niż z nauki nakładania prezerwatywy na banana, o którą tak bardzo zabiegali poprzedni ministrowie edukacji, przepraszam – ministry edukacji.

 

Małgorzata Terlikowska