Podobno cała sytuacja wymknęła się spod kontroli. Dziś studenci kajają się, posypują głowę popiołem i przepraszają, że na renomowaną uczelnię zaprosili osobę, która za duże pieniądze ćwiczenia z rozwoju osobowości sprowadziła do policzkowania. I tak na krążącym w Internecie filmiku zobaczyć możemy jak rozbawieni młodzi mężczyźni bez żenady, dopingowani przez zaproszonego gościa dają swoim kumplom w twarz. By ich upokorzyć? A skąd. Celem tego ćwiczenia było… przełamywanie lęku przed bólem. „Uderzenie w policzek zwykle nie jest bardzo bolesne. Najwyżej trochę szczypie. Jednak boimy się bólu. Ale kiedy już uderzą nas w twarz, zdajemy sobie sprawę, że nie było się czego bać” – przekonuje ponoć renomowany i rozchwytywany coach Julian Chwalewski. Jeśli ktoś miałby jednak jakieś obiekcje trener rozwoju osobowości podkręca atmosferę: „Dawaj!Akceptujesz to!Pozwól sobie płynąć!Co ma być, to będzie!”. I tak ustawieni w wężyku studenci walą się po twarzach, nie widząc w tym nic złego. Przednia zabawa. I manipulowani studenci potulnie wykonują polecenie. Bawiąc się przy tym przednie.

W biciu po twarzy nie chodzi o ból. Choć ten też jest. Ale jest on bez znaczenia wobec upokorzenia, którego doświadcza osoba uderzona. Zazwyczaj słabsza, bardziej uległa. Ten, kto bije po twarzy, demonstruje swoją siłę, daje wyraz temu, że uderzona przez niego osoba jest nikim. W filmie „Niezłomny” jest taka scena jak w japońskim obozie, w którym przebywają amerykańscy żołnierze, Louis, główny bohater, policzkowany jest przez innych współwięźniów. Na rozkaz japońskiego kaprala, który rządzi w obozie. Obok leży jego pobity przyjaciel. Jeśli więźniowe nie będą policzkowali Louisa, razy dostanie jego ledwo żywy kolega. Niezłomny Louis bierze wszystko na siebie. Sponiewierani więźniowie nie chcą go policzkować. Mimo nieludzkich warunków, zachowują resztki gonosci i człowieczeństwa i mają odwagi podnieść ręki na współwięźnia. Dopiero zachęcani przez niego, nieśmiało go uderzają. Tyle że tam stawką było ludzkie życie. W uczelnianej Sali – wyłącznie głupia zabawa.

 Po co studentom najlepszej polskiej uczelni ekonomicznej takie ćwiczenia, po co uczyć ich akceptacji zachowań społecznie nieakceptowanych? Po co dopingować ich do tego, by działali wbrew sobie? Przypuszczam, że poza salą zdecydowana większość tych młodych ludzi zachęcana do bicia kogoś po twarzy wyśmiałaby zachęcającego, kazała mu się popukać w głowę, ewentualnie poprosiłaby, by sam uderzył drugiego człowieka. Co więc się stało, że niby rozsądni ludzie ulegli zbiorowej emocji, a może histerii, i dali sobą sterować niczym marionetki?

Coach, którego zaprosili studenci, to – jak sam się określa - trener relacji damsko-męskich i mówca motywacyjny. Więcej w nim z szarlatana, niż faktycznego trenera. Jego sposób na rozwój osobisty to : chcesz poznać siebie, musisz stracić swoje człowieczeństwo. Studenci, którzy tłumnie wypełnili salę podczas spotkania z gościem, byli już na dobrej drodze, bo człowiek wyzuty z człowieczeństwa bez żenady wali drugiego w twarz. I jest z tego dumny.

Nowe manipulacyjne metody „rozwoju osobowości” mają być może jeszcze jeden cel. Wielkie korporacje, których pracownikami w przyszłości zapewne będą obecni studenci, to molochy wyzbyte z człowieczeństwa, pracowników traktujących jak trybiki. Żeby przetrwać, trzeba się wyzbyć uczuć, emocji, trzeba być biernym. Z kolei, żeby osiągnąć sukces, też z pracownikami nikt nie będzie obchodził się jak z jajkiem. Cyfry w tabelkach muszą się zgadzać i trzeba zrobić wszystko, żeby centrala była zadowolona. W razie potrzeby można też „przeczołgać” człowieka, stosując najbardziej wymyślne triki i manipulacje. W końcu chodzi o zysk, nie o człowieka. A wyrzuty sumienia? Skądże, w końcu: „Akceptujesz to!, Pozwól sobie płynąć!, Co ma być, to będzie!”. Zawsze znajdzie się jakiś szarlatan, który za odpowiednią opłatą przekona cię, że zło to w gruncie rzeczy dobro. Grunt to dobra mowa motywacyjna.

 

Małgorzata Terlikowska