„Ma być tak jak chcę.  Od początku do końca. Przecież nad wszystkim panuję, wszystko mam pod kontrolą, jestem świetnie zorganizowany, w moim życiu nie ma miejsca na przypadki”. Choć często jesteśmy niewolnikami takiego myślenia, okazuje się, że wystarczy choroba, jakieś przypadkowe spotkanie, by ten misterny plan wziął w łeb. Dopiero takie „niespodziewane” zdarzenia uczą pokory i tego, że to nie my jesteśmy reżyserami naszego życia. To życie nieplanowane okazuje się często lepszym od tego wymyślonego przez nas samych. Bo jest ono zaplanowane przez innego Reżysera, prawdziwego i jedynego, który wie o naszym życiu wszystko i wie, co jest dla nas dobre.

Czy więc za bardzo nie ulegamy bożkowi planowania oraz wierze w to, że sami  jesteśmy panami życia i śmierci i sami jesteśmy w stanie misternie zaplanować nasze życie, z liczbą dzieci włącznie? Wydaje nam się, że możemy zrobić wszystko, tak jak my chcemy. Jak złudne jest to myślenie, nie jeden już tego doświadczył (ileż osób zawiodła choćby „niezawodna” antykoncepcja i mimo najlepszego zabezpieczenia pojawiło się dziecko). Skoro planowanie nawet w gospodarce nie wyszło, to w życiu indywidualnego człowieka – tym bardziej chybiona jest wiara w bożka planowana.

Paulina Młynarska, ambasadorka najnowszej akcji Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, promującej antykoncepcję, mówi tak: „Jestem za odpowiedzialnością w życiu seksualnym, jestem za antykoncepcja, dlatego życzę wszystkim dzieciom świata, żeby rodziły się  chciane”. Te niechciane, to te, których nie powinno być. A ja mam wrażenie, że dzieci mają być przede wszystkim kochane. Nawet jeśli z początku ich pojawienie zupełnie nas zaskoczy, jeśli wydaje się, że w naszym życiu nie ma dla nich miejsca. To mamy je kochać bezwarunkowo, bo taka jest miłość rodziców do dziecka. To dopiero jest odpowiedzialność. I prawdziwa miłość.

Jak mało co irytuje mnie zawsze pytanie, które ludzie z lubością i jakąś taką nieskrywaną satysfakcją zadają wielodzietnym: „Czy Państwa dzieci były planowane?”. Intencją takiego pytania jest zazwyczaj pouczenie takich rodziców na temat antykoncepcji. Bo skoro mają dużo dzieci, to na pewno dlatego, że nie wiedzą, że można ich nie mieć. Katolicy też ulegają takiej narracji i mocno podkreślają, że mają dwoje, troje, czy więcej dzieci, ale przecież wszystkie dokładnie zaplanowali. Dzieci zaplanowane to wszak dzieci chciane. Te lepsze, bo nie z „wpadki”. Pytanie tylko, czy w sakramentalnym małżeństwie, które ślubowało, że przyjmie tyle dzieci, iloma Pan Bóg ich obdarzy, jest miejsce na wpadkę? Czy dar – a dziecko jest darem – to wpadka? A jeśli nawet jest taką „nieplanowaną niespodzianką”, „nieoczekiwanym darem od Pana Boga”, to jest mniej chciane i mniej kochane przez rodziców niż to dokładnie zaplanowane z ołówkiem w ręku?

„Jakże to dziecko możemy nazwać „niechcianym”, jeśli wierzymy w Boże pochodzenie człowieka? Jakże to dziecko można nazwać „niechcianym”, jeżeli wierzymy, że każdy z nas jest stworzony na obraz Boga przez Niego? Jakże to dziecko można nazwać „niechcianym”, jeżeli jesteśmy na tyle zorientowani w biologii, że wiemy, iż wielki moment poczęcia nowego życia nie jest dziełem człowieka, ale jest „dziełem natury”, które dzieje się w kobiecie? Ludzie aktem małżeńskim przygotowali jedynie teren jako współpracownicy samego Boga, a On działa stwórczo”. To mądre słowa Wandy Półtawskiej, pokazujące jak nielogiczne jest nasze myślenie. Po latach doświadczeń w poradni małżeńskiej, tysiącach rozmów z rodzicami, często zaskoczonych pojawieniem się dziecka i nie potrafiących jego obecności w tym właśnie momencie zaakceptować, Wanda Półtawska nie ma wątpliwości. Myślenie w kategoriach chciane/niechciane w kontekście dziecka bywa złudne. Bo to chciane i zaplanowane bywają dużo trudniejsze niż te niechciane: „Niechciane bywają największą radością rodziców”.

Przypadek to inne imię Opatrzności. Gdyby Pan Bóg nie chciał, tych po ludzku nieplanowanych i niechcianych dzieci po prostu by nie było. Skoro są, to im jest wszystko jedno, czy zostały przez rodziców zaplanowane czy nie. One chcą być kochane i akceptowane, nawet jeśli ich pojawienie się było „niespodzianką”.

Małgorzata Terlikowska