Upokarzania rodzin ciąg dalszy. Po serii artykułów dotyczących pijaństwa i patologii rodzin wielodzietnych, rachmistrzowie z Bożej łaski zaczęli sprawdzać, na co idą pieniądze, które rodziny dostają w ramach programu 500 plus. Jak widać, przemysł spirytusowy jakoś zysków specjalnych nie odnotował (a przynajmniej o tym na razie cicho), za to ten tekstylny oraz obuwniczy a i owszem. Dziennikarze portalu „NaTemat” odkryli bowiem, że rodzice ruszyli do sklepów, by kupić dzieciom ubrania. Nie, nie poszli do najbardziej ekskluzywnych sklepów, żeby tam szastać gotówką od państwa. Poszli do sieciówek. Tanich sieciówek, żeby przed wakacjami kupić dzieciom nowe buty i ubrania. Po prostu skandal. „Patodzieci” (określenie zaczerpnięte od młodych, wykształconych i z wielkich ośrodków) objęte programem 500 plus już z samej definicji powinny przecież chodzić gołe i bose. I koniecznie jeszcze umorusane. Po co im ubrania. Ewentualnie mogą donosić coś po bracie lub siostrze. I git. Takie myślnie, jakże często prezentowane przez dziennikarzy (zazwyczaj  bezdzietnych singli), jest po prostu upokarzające dla rodzin. Szkoda, że nie przyszło im do głowy, że ten szturm na sieciówki pokazuje tak naprawdę co innego. Bynajmniej nie rozrzutność, tylko biedę, z jaką styka się wiele polskich rodzin. Program 500 plus to dla wielu przywrócenie godności i pozwolenie sobie na to, żeby w końcu kupić dziecku coś nowego, a nie używanego z lumpeksu (bezczelne smarkacze rosną i rosną). Szkoda, że redaktorzy z Warszawy nie potrafią, a może celowo nie chcą tego aspektu zauważyć. Może czasem trzeba wyściubić nos z modnej knajpy lub oderwać wzrok od monitora modnego komputera, by zobaczyć, jakie są realne potrzeby polskich rodzin.

Po co to jednak robić, skoro można – tak jak w jednej z radiowych rozgłośni - podrzeć łacha z ojca, który za pieniądze z 500 plus kupił dziecku rower. I zaczęło się rozjeżdżanie, obśmiewanie, upokarzanie. A wszystko okraszone prostackim rechotem redaktorka z Warszawy. Żenada. Ludzie, opamiętajcie się. Czy naprawdę dziecięcy rower to jakiś ogromny luksus? Raczej skandalem było to, że pracującego uczciwie rodzica do tej pory nie było stać na jego zakup.  

Ile jeszcze razy my rodzice będziemy tłumaczyć się z naszych wydatków? Wydatków przeznaczonych na dzieci. Bo przecież pieniądze poszły na zaspokojenie ich potrzeb. Tak, podstawowych takie jak ubranie czy jedzenie. Bo do tej pory często i na to rodzin stać nie było. Przyjdzie wrzesień, szkoła, a wraz z tym pieniądze będą szły na przykład na lekcje języka obcego. I też będzie źle? Czy to już wydatek ok? Czy teraz jako rodzic objęty programem 500 plus będę rozliczana z zakupu każdej pary majtek dla dzieci czy paczki pieluch (bo firmowe a nie z drogeryjnej siecówki), czy z zajęć, na jakie po wakacjach zapiszę dzieci? W końcu ponoć teraz nie wiadomo jak się obłowiłam, to trzeba mi zaglądać do portfela. Szkoda, że nikt się nie zainteresuje, ile jako duża rodzina płacimy miesięcznie rozmaitych podatków, bo wówczas jeszcze się okaże, że do kasy państwa wkładamy znacznie więcej pieniędzy niż dostajemy w ramach programu 500 plus. I co, głupio będzie?

Jak daleko jeszcze posuną się dziennikarze, by upokarzać rodzinę? Może niech pismaki teraz sprawdzą, czy przypadkiem nie wydają one pieniędzy od państwa na miękki i pachnący papier toaletowy (droższy) a nie na tańszy szary makulaturowy. 500 złotych miesięcznie na dziecko to niewielkie pieniądze wobec skali potrzeb, jakie mają rodziny z dziećmi. Od tych pieniędzy naprawdę rodzinom w głowie się nie przewróci. Za to wam, stołeczni redaktorzy, chyba z tej ogromnej zawiści, już dawno poprzewracało się nie w głowach, tylko w… (dopiszcie sobie sami), skoro produkujecie takie sensacyjne śledcze materiały na temat wydatków polskich rodzin.

Małgorzata Terlikowska