To już jest chore. Wszyscy wszystkim zaglądają do portfela i liczą pieniądze. A jeśli ich jest ciut więcej niż próg dochodowy, to podnosi się larum. A jak ktoś zarabia więcej niż średnią krajową, to już bogacz. Państwu Iksińskim pieniądze to się nawet należą. Państwo Igrekowscy z jednym dzieckiem nie dostaną nic, a ci zza ściany z ósemką to teraz sobie pożyją jak pany. Tylko po flaszki będą biegać. Dobrze, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, żeby publicznie lustrować roczne zeznania podatkowe, w końcu i tam można sobie odliczyć ulgę na dziecko. A jak jest ich kilkoro, to dopiero szaleństwo. Nic, że przez dwanaście miesięcy płacimy podatki, nic że odprowadzamy ZUS-y, bo o etatach nie ma co marzyć. Mamy dużo dzieci, to się na nich teraz dorobimy. To doprawdy chore myślenie, bo na dzieciach to jednakowoż trudno się dorobić. To raczej skarbonki bez dna.

W dyskusji na temat programu 500 plus doszliśmy do jakiejś paranoi. Tak. Paranoi. Nagle bohaterami stają się ci, którzy publicznie gardzą pieniędzmi oferowanymi w ramach programu 500 plus. To dopiero odpowiedzialni obywatele. Chodzą w glorii chwały i z pogardą patrzą na tych, którzy nie idą w ich ślady. Reszta to pazerna tłuszcza, która łapę wyciąga po publiczne pieniądze.

Stop. Po pierwsze, nikt łapy nie wyciąga. Ten program tak nie działa. To nie wsparcie socjalne dla najbiedniejszych. Ci zresztą mają je zapewnione w ramach opieki społecznej. Dodatki mieszkaniowe, pomoc celowa itp. W tym programie to rękę wyciąga państwo. Wyciąga rękę do tych, którzy mają potencjał rozrodczy, którzy nie boją się rodzić dzieci, którzy jeszcze nie ulegli antynatalistycznej propagandzie. To pomoc dla tych, których także ponoć nie stać na więcej niż jedno dziecko (to tak nieostre  określenie, że przestaje ono naprawdę cokolwiek znaczyć). Bo co to tak naprawdę znaczy, że stać mnie na dziecko? Może mnie być stać na dom, mniej lub bardziej luksusowy samochód, egzotyczne wakacje, ale na drugiego człowieka? Drugi człowiek to coś więcej niż tylko koszt. Uwielbiam zresztą te wszystkie teksty, że miłością to się dzieci nie wyżywi, że łatwo robić, a potem niech mops się martwi itp. Bo są one z gruntu fałszywe. Można oczywiście siedzieć i czekać aż manna spadnie z nieba. Tylko chyba nie o to w byciu rodzicem chodzi. Gdyby nie zaufanie do siebie nawzajem, swoich możliwości, talentów czy zdolności, pewnie tylko jacyś szaleńcy mieliby dzieci. Choć jak tak dalej propaganda będzie działać, to sami na siebie ukręcimy bicz i… wyginiemy.  A tego jednak chcielibyśmy uniknąć.

Decydując się na dużą rodzinę, nie liczyłam na wsparcie państwa. Liczyłam na siebie, i swojego męża. I Pana Boga, który troszczy się o nas i o nasze dzieci. Doświadczam tego zresztą każdego dnia. Dlatego nie przywdzieję wora pokutnego i nie będę nikogo przepraszać, że mam dużo dzieci. Chętnie też przyjmę wsparcie państwa. Do tej pory tylko wkładaliśmy do wspólnej kasy, czas, żeby jakiś grosz do rodziny wrócił. Bo to pieniądze zasilające budżet całej rodziny, z którego finansujemy potrzeby naszych dzieci. Ale pomagamy też innym. I nie chodzi o to, żeby się tym chwalić, czy machać  komuś przed oczami zrobionymi przelewami. Chodzi o to, by nauczyć dzieci, że dzielimy się tym, co mamy. Dlatego żenujący jest cały ten spektakl podkręcany przez rozmaite media, w którym w zależności od publicznej deklaracji ktoś jest bohaterem, a ktoś wrogiem. Tak jak wrogiem jest choćby Izabela Łukomska-Pyżalska, mama szóstki dzieci, która publicznie zadeklarowała chęć skorzystania z rządowego programu 500  plus.

Dlatego zdecydowanie protestuję przeciwko nazywaniu nas pazernymi, bezdusznymi ludźmi, robiącymi zamach na budżet państwa. Protestuję przeciwko nazywaniu rodzin patologią. Protestuję przeciwko temu, że widzi się w nas wyłącznie roszczeniowy tłum, a nie widzi się ogromu pracy, jaką każdego dnia wkładamy w nasze rodziny. I pieniędzy, które każdego dnia płyną z naszych portfeli do wspólnej państwowej kasy. Doprawdy, wiele o nas można powiedzieć, ale nie to, że jesteśmy egoistyczni. Gdybyśmy widzieli wyłącznie czubek własnego nosa, dzieci pewnie byśmy nie mieli.

Małgorzata Terlikowska