Dla zdradzających, jak widać, nic się nie liczy poza własną przyjemnością. Polacy zdradzają na potęgę. Problem może dotyczyć nawet czterech na pięć małżeństw. Jak wynika z ustaleń prof. Mariusza Jędrzejki z Centrum Profilaktyki Społecznej, w pierwszych pięciu latach małżeństwa aż 67 proc. Polaków i 59 proc. Polek zdradziło swojego partnera. Strach sięgać po badania dotyczące małżeństw z dłuższym stażem, bo liczby te mogłyby być jeszcze bardziej niepokojące. Z danych prof. Jedrzejki wynika także, że obecnie najczęściej Polacy zdradzają  w czasie podróży, z prostytutkami, czy innymi nieznanymi kobietami (lub mężczyznami, bo jak pokazują statystyki kobiety coraz chętniej swoich mężów zdradzają).

Coś, co jeszcze kilka lat temu było oceniane zdecydowanie jako zło moralne, dziś podobno budzi już co najwyżej sensację i wzruszenie ramion: przecież wszyscy zdradzają, więc o co całe to larum. Ot, taki niewinny romansik przecież nikomu nie zaszkodzi. A jednak zaszkodzi. Spotkałam w swoim życiu kilka kobiet, które zostały zdradzone. One naprawdę zachwycone nie były i jakoś nie podzielały entuzjazmu swojego męża, że z inną kobietą robił to, co do tej pory było zarezerwowane wyłącznie dla żony. Oto nagle ich małżeństwo zostało odarte z intymności, bliskości i zaufania, które tak bardzo potrzebne są w każdym związku. Czuły ból, upokorzenie, ich świat legł w gruzach. Bo zdrada to rana zadana osobie, której przysięgało się wierność aż po grób. Zdrada to rana zadana miłości małżeńskiej i dzieciom. Dzieci bowiem potrzebują do rozwoju atmosfery miłości i zrozumienia. Trudno o taką atmosferę w obliczu zdrady. Zdrada ma to do siebie, że niszczy osobę zdradzającą i zdradzaną. Nie można bowiem związku budować na kłamstwie. A zdrada powoduje, że to kłamstwo zaczyna w naszym życiu rządzić. Najpierw trzeba misternie wszystko ukryć i zatuszować, żeby maż czy żona nie dowiedzieli się o niewierności. Tyle że tak długo nie da się żyć. Nie bez powodu mądrość ludowa głosi, że kłamstwo ma krótkie nogi. I wcześniej czy później wypłynie na powierzchnię. Na jedne kłamstwa nałożą się kolejne, jest ich coraz więcej i więcej, i… zazwyczaj nie ma czego ratować. Związek się rozpada. Kolejny, budowany na zgliszczach, często też. Zdrada jest niczym rysa na szkle. Raz zrobiona, zostaje na zawsze. I choć małżonkowie ratują małżeństwo, wybaczają, są razem, to raz zadany ból pozostaje w sercu do końca życia.

Co więc takiego stało się, że sprzeniewierzenie się najważniejszej życiowej obietnicy, przestało być czymś złym? Można zrzucić winę na społeczne przemiany, na rozluźnienie obyczajów. Można opowiadać o tym, jaka żona czy mąż są niedobrzy, można egoistycznie podążać za własną przyjemnością. W końcu przecież życie jest za krótkie, żeby nie poromansować. Można wymieniać milion powodów, zrzucać winę na alkohol, okoliczności. Można się tłumaczyć, że to przecież nic nie znaczy. Było, minęło. Koniec kropka. To wszystko naprawdę nie ma znaczenia w obliczu rany zadanej żonie czy mężowi. Zdrada to decyzja. Z jakiegoś powodu ktoś przecież zatrzymał auto i poszedł w krzaki z prostytutką, albo z przygodnie poznaną kobietą do pokoju hotelowego. Z własnej woli. Przecież nie pod pistoletem.

Nie wiem, co popycha osoby zdradzające do zadawania takiego bólu swoim najbliższym. Czy są tak egoistyczne i nieczułe? A może niedojrzałe do tego, by zakładać rodziny i budować małżeństwa. Przecież w dniu ślubu tyle swojemu małżonkowi obiecywali. Publicznie. I nie potrafią obietnicy dotrzymać. Albo nie chcą. Być może jest to dowód na to, że już dawno ludzie przestali w swoim życiu kierować się rozsądkiem, a wszelkie decyzje podejmują na zasadzie impulsu, emocji. Zawsze można winę zrzucić na to, ze ktoś się zapomniał, uległ urokowi chwili.

Tyle że zapomnieć to się może przedszkolak, który tak się zabawi, że zsika się w majtki. Dorosła osoba, mężczyzna czy kobieta, emocje powinna już dawno zostawić, najlepiej na etapie piaskownicy. Dorosłe życie wymaga decyzji. A taką decyzją jest ślub i życie w wierności z tą osobą, której taką obietnicę się złożyło. Zdrada jest czymś obrzydliwym i odrażającym. Dlatego nie może być dla niej żadnego usprawiedliwienia.

Małgorzata Terlikowska