Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej jest po prostu dokumentem złym i zbędnym w naszym systemie prawnym. Niejednokrotnie eksperci, choćby z Ordo Iuris, wykazywali jego sprzeczność z polską konstytucją, a także ideologiczne osadzenie problemu przemocy w kontekście „walki płci”. Rozwiązania, jakie konwencja proponuje, w dużej mierze już są w naszym kraju realizowane. A nadzieja, jakoby przemoc została całkowicie wyeliminowana wraz z ratyfikacją dokumentu, to mrzonka. Czego przykładem są kraje, które wdrożyły u siebie rozwiązania unijne. Najwięcej przemocy kobiety doświadczają w krajach skandynawskich (Dania – 52%, Finlandia – 47%, Szwecja – 46%), średnia unijna to 33%. Według Raportu Agencji Praw Podstawowych Polska na tle całej Unii Europejskiej odznacza się najniższym wskaźnikiem przemocy doświadczanej przez kobiety od obecnego lub byłego partnera. Jesteśmy państwem o najniższym odsetku przypadków stosowania przemocy fizycznej lub seksualnej wobec kobiet, a liczba zgłaszanych na policję przypadków przemocy jest najwyższa w Unii Europejskiej. Polska więc z przemocą wobec kobiet na poziomie 19% wypada jednoznacznie pozytywnie. Przy czym to nie tylko 19 procent, tylko aż 19 procent, bo to oznacza, że co piąta kobieta doświadcza jakiejś formy przemocy, czy to fizycznej, czy psychicznej, seksualnej, czy ekonomicznej. I nie mogą one zostać z tym problemem same, choć wiele z nich, jako ofiary, funkcjonuje w zaklętym kręgu przemocy, z którego same nie mają siły, lub nie potrafią się wyrwać, albo żywią płonne nadzieje, że oprawca się zmieni. Dlatego tak ważne jest uczulanie na ten problem pedagogów, kuratorów, pracowników socjalnych, nauczycieli czy policjantów. Bo przemoc to nie jednorazowy incydent. To zjawisko, które narasta i często trwa latami.

Temat przemocy jest chwytliwy i można na nim sporo ugrać. Jesteś przeciw konwencji, zgadzasz się na przemoc – taki przekaz płynie ze środowisk popierających ratyfikację unijnego dokumentu. Tymczasem jest to po prostu manipulacja. Nikt przy zdrowych zmysłach na żadną formę przemocy się nie zgadza, uważa, że ofiarom potrzebna jest pomoc, a sprawcy powinni ponieść właściwą karę. I te skądinąd słuszne postulaty konwencja sytuuje niestety w kontekście ideologicznym. Bo jak inaczej rozumieć zdanie: „Przemoc wobec kobiet jest przejawem nierównych stosunków władzy pomiędzy kobietami a mężczyznami na przestrzeni wieków, które doprowadziły do dominacji mężczyzn i dyskryminacji kobiet, a także uniemożliwiły pełne usamodzielnienie się kobiet”. Toż to niemal cytat z opasłych tomisk dzieł marksistowsko-leninowskich. Autorzy konwencji  zapominają jednak, ze ofiarami przemocy są nie tylko kobiety. W Polsce przemocy doświadcza 14% mężczyzn i aż 19 procent dzieci.

Nie można więc być obojętnym na zapisy konwencji upatrujące źródeł przemocy w tradycji, religii, rodzinie. Wszak to fundamenty, na których zbudowana jest nasza tożsamość, które są naszym dziedzictwem, chronionym przez konstytucyjne zapisy. Nie wiem, czy wiedzą o tym zwolennicy konwencji, ale warto przypomnieć, że religia chrześcijańska, której wyznawcami jest zdecydowana większość Polaków, sprzeciwia się wszelkiej przemocy, choćby w przykazaniu „Nie zabijaj”.

W ciągu ostatnich dni z Senatu płynęły optymistyczne wieści. Dwie senackie komisje - rodziny, polityki senioralnej i społecznej oraz praw człowieka, praworządności i petycji – wnioskowały o odrzucenie ustawy. Za jej ratyfikacją opowiedziały się komisje nauki, edukacji i sportu oraz spraw zagranicznych. Niestety, i tam ideologia wygrała.

Prezydent ratując swoje notowania przed wyborami, zapewne dokument podpisze. W związku z czym dostaniemy ideologiczną ustawę, która zamiast walczyć z prawdziwymi źródłami przemocy, będzie pilnować, by dzieci od najwcześniejszych lat uczyły się, że rodzina to forma opresji i dominacji, a „strukturalny charakter przemocy jest uwarunkowany płcią społeczno-kulturową (gender) oraz faktem, że przemoc wobec kobiet stanowi jeden z podstawowych mechanizmów społecznych, za pomocą którego kobiety są utrzymywane w stosunku podległości wobec mężczyzn”. Zapobieganie przemocy nie będzie walką chociażby z uzależnieniami, które prowadzą do przemocy (zdecydowana większość sprawców przemocy w momencie zatrzymania była pod wpływem alkoholu), a będzie polegać na takim dokonywaniu zmian w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn by wkorzenić religię, tradycję i zdekonstruować rodzinę. 

Małgorzata Terlikowska