Między bajki można włożyć opowieści o tym, jak to edukacja seksualna uczy odpowiedzialnych zachowań w sferze seksu. Nie uczy, bo i nie ma uczyć, ponieważ jej celem jest zgoła co innego. Pod złudnym hasłem „bezpieczniejszego seksu” (WHO już nie mówi o seksie bezpiecznym, czy to jakiś znak czasów?) młodym ludziom sprzedaje się opowieści o tym, że mogą uprawiać seks z kim chcą i jak chcą, byle tylko się „zabezpieczyli”. A jeśli coś zawiedzie, to jest rozwiązanie. Jest nim aborcja.

O kształt edukacji sekularnej została ostatnio zapytana Cecile Richards z największej aborcyjnej organizacji Planned Parenthood. Jej zdaniem, zajęcia dotyczące sfery seksu winny być prowadzone na każdym poziomie edukacji, a treści oczywiście powinny być dostosowane do wieku. Tyle tylko że to naprawdę nic nie znaczy. „Najlepiej, żeby edukacja seksualna rozpoczynała się już w przedszkolu i trwała do czasu ukończenia szkoły. Na zajęciach dzieci i młodzież winny zdobywać wiedzę i umiejętności, które odzwierciedlają dobre praktyki edukacyjne. Nie może zabraknąć choćby problemów środowisk LGBTQ” – mówiła Richards.

Jak to działa? Bardzo dokładnie tę strategię przedstawiła Carol Everett, była już właścicielka kliniki aborcyjnej w Teksasie, dziś obrończyni życia.  Na pierwszy ogień szły trzy- i czterolatki. Im proponowano taką oto zabawę. Dzieciaki siadały w kole i proszone były, aby na głos powiedziały, jak w ich domu rodzice nazywają intymne części ciała. A że każda rodzina często ma swoje określenia na narządy płciowe, łatwo więc było podważyć w oczach przedszkolaków kompetencje rodziców. Wystarczyło powiedzieć: „Chłopaki, ta część ciała u was nazywa się tak, u dziewczynek tak. Nie wstydźcie się swoich intymnych części ciała”. Celem takiej „zabawy” było zniszczenie naturalnej skromności dzieci, a także oddzielenie ich od wartości przekazywanych przez rodziców.

To dopiero początek. Ciekawiej było na przykład w klasie trzeciej. Wtedy dzieciaki dowiadywały się, jak wygląda stosunek seksualny. Rok później były zachęcane do masturbacji – pojedynczo, albo w grupach, przy czym chłopcy oddzielnie i dziewczynki oddzielnie. Od szóstej klasy dziewczęta dostawały pigułki antykoncepcyjne. W wiadomym celu. Miały je przyjmować każdego dnia o konkretnej porze: „I ty wiesz, i ja wiem, że nie ma takich nastolatków, którzy robią wszystko, o tej samej porze każdego dnia" – mówi dziś była aborcjonistka. Efekt? Przekonane o skutecznej antykoncepcji dziewczęta uprawiały seks, którego efektem było pojawienie się dziecka. Dzięki skutecznie prowadzonej edukacji seksualnej dziewczyna widziała tylko jedno rozwiązanie – wizytę w klinice aborcyjnej i załatwienie sprawy. I o to przecież chodziło.

To podwórko amerykańskie, ale i na naszym polskim nie brakuje osób, które ze szkoły najlepiej wyrugowałyby wszystkie przedmioty, a zamiast nich wprowadziłyby obowiązkową edukację seksualną. „Przygotowujemy do życia naukowego, do religii, jakiś absurd, a nie mamy wiedzy o tym, co decyduje o naszym życiu. 10 przykazań umiemy na pamięć, a dziewczynka nie wie, że ma cykl 28-dniowy, który jej zrujnuje to życie. Dzieci powinny ćwiczyć na lekcjach, powinny się uczyć, kiedy mogą, kiedy chcą i jak odmówić seksu” – mówiła ostatnio Manuela Gretkowska. No proszę, zawsze myślałam, że szkoła ma właśnie przygotowywać do życia naukowego, przekazywać rzetelną wiedzę, a tymczasem okazuje się, że to błąd. Wszystkie przedmioty winne kręcić się wokół seksu. Jeszcze chwila, a co odważniejsi wysuną postulat matury z edukacji seksualnej z częścią praktyczną włącznie. Obowiązkowo dla wszystkich. Krótkowzroczność takiego myślenia naprawdę przeraża.

Tak jak przerażają serwowane opinii publicznej manipulacje na temat wiedzy zdobywanej w szkole. Nie jest prawdą, że polscy uczniowie pozbawieni są wiedzy na temat dojrzewania czy prokreacji. Kłania się przyroda, czwarta klasa szkoły podstawowej. Przy okazji omawiania układu rozrodczego wiedza na temat funkcjonowania kobiecego ciała, cykliczności jest przekazywana. Niech pani Manuela Gretkowska nie wprowadza młodych dziewcząt w błąd. Nie każda dziewczyna czy kobieta ma cykl 28-dniowy, zaryzykuję twierdzenie, że tak jest w przypadku niewielkiego odsetka kobiet. Dlatego tak ważna jest obserwacja własnego ciała. I współpraca w tym zakresie między matką a córką. W tajniki dojrzewania, cykliczności córkę powinna wprowadzić matka. Nie nauczyciel czy edukator seksualny.

Wróćmy jednak do Ameryki, bo to, co tam się dziś dzieje, za parę miesięcy czy lat będzie i naszą rzeczywistością. Zwolennicy jak najwcześniejszej edukacji seksualnej nie owijają w bawełną i mówią wprost. Chodzi o to, żeby jak najwięcej nastolatków zachęcić do uprawiania seksu. Abocjoniści liczyć potrafią. A że lubią pieniądze, to użyją każdego sposobu, żeby swój cel osiągnąć. Carol Everett, była właścicielka kliniki aborcyjnej, wprost przyznaje: „Mieliśmy cel 3-5 zabiegów u każdej dziewczyny w wieku między 13. a 18. rokiem życia. Z każdą kolejną aborcją stawaliśmy się bogatsi”. Zanim więc dziewczyna osiągnie pełnoletność, kilkoro jej dzieci zostanie pozbawionych życia. Tak duża liczba aborcji nie pozostanie bez wpływu na jej zdrowie fizyczne i psychiczne. Zrujnuje jej życie. Mimo że  w edukacji seksualnej będzie wykształcona świetnie. Od przedszkola. 

Małgorzata Terlikowska

 

ZAPRASZAMY DO WŁĄCZENIA SIĘ W PROJEKT OBYWATELSKI, KTÓRY PODSUNĄŁ PIOTR SEMKA, CZYLI BUDOWA KOMITETU OBRONY POLSKI (KOP) BY POKAZAĆ, ŻE ULICE NIE SĄ TYLKO DLA LISÓW, HIEN I INNYCH.

POLUB I WŁĄCZ SIĘ!