Nadopiekuńczość rodziców zatacza coraz szersze kręgi. Pełną kontrolę nad swoimi dziećmi chcą mieć także w wakacje. Po co jechać z dziećmi samemu i mieć je 24 godziny na dobę na głowie, organizować atrakcje, skoro można wyjechać na wspólne kolonie, gdzie organizatorzy zajmą się dzieckiem, a rodzic będzie na bieżąco sprawdzał, czy synkowi lub córeczce nie dzieje się krzywda. Dlatego biura podróży wyczuły koniunkturę i coraz częściej proponują taką formę wypoczynku. Kolonie dla dzieci i rodziców.  

Wakacje to w końcu czas kiedy można przystopować. Nie trzeba gonić do pracy, można coś razem robić. Tyle że nie o to chodzi w takich koloniach. Tu bowiem każdy ma swoje zajęcia. Jak pisze „Rzeczpospolita”, pomysł na taki wypoczynek jest dość prosty. W dzień dziecko jest z rówieśnikami, wieczorami z najbliższymi. Dzieciom najczęściej towarzyszą mamy, czasem mamy z babcią lub nianią, rzadziej obje rodzice, choć i takie przypadki się zdarzają. I choć również dla rodziców organizatorzy przygotowują atrakcje, tak by nie umarli z nudów kiedy dziecko się bawi, to i tak nadopiekuńcze mamusie z nich nie korzystają, bo chodzą krok w krok za swoim dzieckiem. „Zdarza się, że opiekun towarzyszy kilkulatkowi cały czas. Chce mieć go na oku, bo wierzy, że najlepiej dopilnuje swojego dziecka” – opowiada jeden z organizatorów takiego wypoczynku. Organizatorzy przyznają, że zdarzają się rodzice, którzy regularnie sprawdzają, czy dziecko piło, czy się nie przegrzało lub przeciwnie – wychłodziło, czy jest dostatecznie dobrze traktowane przez opiekunów i czy nawiązuje dobry kontakt z rówieśnikami. W razie niepowodzeń – interweniują.

I zamiast zabawy jest cały czas stres i oddech rodziców za plecami. I te słynne upomnienia, które regularnie słychać na placu zabaw: „Nie biegaj”, „Nie skacz”, „Nie wolno” itp. Zero wolności, zero spontaniczności, tylko cały czas upominanie i strofowanie. Nawet najlepsza zabawa z rówieśnikami w takich warunkach może być koszmarem.

Pomysł ze wspólnymi koloniami chwycił, bo ofert tego typu wypoczynku przybywa. Niemniej budzi on zastrzeżenia psychologów, którzy podkreślają, że kolonia to jednak czas nauki samodzielności, nawiązywania kontaktów z rówieśnikami, rozwiązywania konfliktów. A w tym wszystkim obecność rodziców nie pomaga, a wręcz przeszkadza. Cytowana przez „Rz” dr Aleksandra Piotrowska z UW nie pozostawia złudzeń i mówi wprost, że takie wychowanie nie będzie miało dobrych skutków:  „Takie dzieci wyrastają albo na zapatrzonych w siebie egoistów, którym wszyscy mają służyć, albo na ludzi przekonanych, że świat jest jednym wielkim zagrożeniem”. Smutna to wizja.

Jaka jest rada? Rodzice, zaufajcie dzieciom i dajcie im troszkę wolności i odpoczynku od wiecznych zakazów i nakazów. A na pewno wszystkim wyjdzie to na dobre. A zamiast ciągłego kontrolowania i strofowania po prostu cieszcie się wspólnie spędzonym czasem.

Małgorzata Terlikowska