Czy cel uświęca środki? Zdaniem etyki katolickiej – nie. Zdaniem „Tygodnika Powszechnego” – tak. Przykre, że nauce Kościoła sprzeniewierza się tygodnik określający się jako katolicki.

„Tygodnik Powszechny”, w dniu w którym prezydent zapowiedział decyzję w sprawie in vitro (i ją rano podjął), publikuje rozmowę, która pewnie ostatecznie miała przekonać Bronisława Komorowskiego do takiej, a nie innej decyzji. W końcu prezydent jak ulał wpasowuje się w wizję Kościoła otwartego tak bardzo promowaną przez to niegdyś katolickie pismo. A ta otwartość to promocja transseksualizmu, święcenia kobiet i w końcu in vitro.

Cóż to za publikacja? To rozmowa z rodzicami znanej opinii publicznej Agnieszki Ziółkowskiej, dziecka poczętego metodą in vitro i znanej apostatki. To kolejne emocjonalne wyznanie rodziców, którzy przez lata starali się o dziecko i walczyli z niepłodnością. Jest tam ogromny ładunek cierpienia, ale też i obraz miłości małżeńskiej (widać to szczególnie na okładce tygodnika). A wszystko po to, by usprawiedliwić metodę, w jaki sposób poczęła się córka państwa Ziółkowskich. Ta opowieść, to swoiste usprawiedliwienie i racjonalizowanie podjętego wyboru. Bo jak inaczej rozumieć postawę katolika, osoby praktykującej, która ucieka się do metody, o której Kościół co najmniej od 1987 roku oficjalnie wypowiada się w sposób jednoznacznie negatywny. Ale aby zagłuszyć sumienie, Adam Ziółkowski tworzy sobie własny katolicyzm, bardzo zrelatywizowany: „Sam rozeznaję, co jest moim grzechem, łatwiej mi być w Kościele”. Dziwna to wizja i niepokojąca. Nie ma w niej miejsca na Pana Boga i jego naukę, jest tylko ja i moje subiektywne przeświadczenie. Bardzo to niebezpieczna droga. Ale widać bardzo bliska temu, co promuje „Tygodnik Powszechny”.

Z ust rodziców Agnieszki Ziółkowskiej pada oskarżenie, że ci, którzy mówią o in vitro (negatywnie) nie mają pojęcia o tej metodzie. Jest to nieprawda, czego dowodem kilkumiesięczna debata, w której uczestniczyli genetycy, lekarze, ci, którzy in vitro wiele lat wykonywali i z jakichś powodów porzucili tę praktykę. Nieuczciwością jest sprowadzanie przeciwników metody sztucznego zapłodnienia do zupełnych ignorantów. To właśnie w imię naukowej uczciwości, porzucając emocje, trzeba pokazywać i negatywne strony zapłodnienia pozaustrojowego. Tym bardziej że już wiemy, że ta forma poczęcia dzieci to nie tylko pomoc niepłodnym małżeństwom, ale także cały biznes związany z handlem zarodkami, czy materiałem genetycznym, to surogacja i związane z nią problemy, to manipulacje genetyczne i w końcu eugeniczna aborcja. Świadomi tych zagrożeń nie możemy milczeć, tak samo jak  nie możemy mówić, że kradzież jest zła, bo urazimy złodzieja (a przecież on ukradł, bo miał ogromne pragnienie posiadania tej właśnie rzeczy). I o negatywnych stronach powinien mówić też Kościół? Dlaczego zwolennicy tej metody chcą w demokratycznym kraju odebrać głos choćby biskupom? Czy Kościół może mówić tylko pozytywnie, a złe rzeczy przemilczać? Przecież to paranoja.

W wywiadzie obrywa się też naprotechnologii. Ponoć p. Ziółkowska ją stosowała. Ciekawe, że pierwszy lekarz przeszkolony w pełni przez prof. Hilgersa zaczął w Polsce praktykować w 2008 roku i w zasadzie od tego czasu można mówić o początkach tej gałęzi medycyny w Polsce. W latach 80., naprotechnologia dopiero raczkowała w Stanach Zjednoczonych. W Polsce nikomu się o niej jeszcze nie śniło.

Kolejna rzecz, która w tym wywiadzie budzi wielkie zastrzeżenia, to przekonywanie, jakoby in vitro było bożą metodą. Bożą metodą nie może być bowiem działanie stawiające człowieka na miejscu Pana Boga. Bożą metodą nie może być działanie, które godzi w godność poczętych w nią dzieci (tych w beczkach z zamrożonym azotem). Bożą metodą nie może być działanie, które prowadzi do śmierci wielu dzieci na zarodkowym etapie rozwoju. To istna manipulacja, z podszeptu – nie waham się powiedzieć – szatana.

Przykre jest to, że tygodnik katolicki, posiadający asystenta kościelnego  tak łatwo wpisał się w retorykę liberalnych mediów. Czy nadal gazeta ta, która w tak jawny sposób wystąpiła przeciw oficjalnej nauce Kościoła, może określać się mianem „katolicka”. „Katolickość” w nazwie zobowiązuje do tego, by tę naukę respektować, a nie w tak jawny sposób przeciw niej występować.

Małgorzata Terlikowska