Franciszkanie, salezjanie, kapucyni i dominikanie – te zakony najczęściej wybierają młodzi mężczyźni, którzy chcą służyć Panu Bogu. Chętnych nie brakuje też w seminariach diecezjalnych. Nie są to już tak spektakularne liczby jak jeszcze parę lat temu, niemniej jednak o przysłowiowym gaszeniu światła jeszcze nie ma mowy. - Wciąż są młodzi ludzie, którzy pytają o sens życia i chcą odnajdywać go w Bogu – mówił podczas konferencji prasowej Krajowy Duszpasterz Powołań bp Marek Solarczyk.

Z najnowszych danych wynika, że liczba kleryków systematycznie spada. Obecnie spadek ten osiągnął siedem procent. W 2009 r. w seminariach diecezjalnych było w sumie 3732 kleryków. W porównaniu do danych z 2014 r. jest ich 881 mniej W seminariach zakonnych w zeszłym roku było 1703 mężczyzn - o 107 mniej niż rok wcześniej. Spadek powołań obserwowany jest nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych i krajów azjatyckich. - Decyzję o wyborze tej drogi życiowej utrudnia wszechobecny relatywizm, odejście od stałych wartości, indywidualizm i subiektywizm współczesnego człowieka, jego przekonanie, że ma prawo do samorealizacji – uważa bp Solarczyk.

Wątpliwości to wszak rzecz jak najbardziej ludzka. W kapłaństwie, podobnie zresztą jak w małżeństwie, potrzebna jest odrobina szaleństwa. Wychodząc za mąż, czy się żeniąc, nikt z nas nie wie tak naprawdę co nas czeka. Nikt nie wie, jak nasze życie się potoczy. To, co daje siłę i pomaga przetrwać burze, to zaufanie Panu Bogu. Skoro to on miał na nasze życie taki a nie inny plan, na pewno nie chciał naszej krzywdy. Skoro powołuje chłopaków czy dziewczyny do swojej służby, znaczy, że ich potrzebuje. „Wydaje mi się poważnym błędem mówienie, że powołanie trudno jest poznać. Pan stawia nas w okolicznościach takich, że nie mamy innego wyboru jak tylko iść naprzód, jeżeli tylko się na to zgodzimy” – mawiał ks. Bosko. Wystarczy więc dać Panu Bogu szansę.  

Osoby, które w seminariach czy zakonach zajmują się powołaniami nie mają wątpliwości. Zmieniają się osoby, które pukają do bram klasztornych czy seminaryjnych. Zamiast zaufać, chcą wszystko zrozumieć i już na starcie dostać gwarancję, że na pewno wytrwają. - Teraz przychodzi kandydatka i zadaje mnóstwo pytań. Chciałaby już na wstępie wiedzieć wszystko. Tego elementu zaufania Panu Bogu jest jakby mniej na tym poziomie. I nie tylko chciałaby wiedzieć ode mnie, osobiście, czy ma powołanie, ale czy na pewno wytrwa – mówiła s. Krystiana Chojnacka. Dziś świat kusi tyloma rzeczami, że wydaje się, iż trudno to wszystko zostawić i wejść w zupełnie nowe życie, a za tym poprzednim, świeckim, szczelnie zamknąć drzwi. Trudno wejść też w zależność finansową i być posłusznym.

Droga kapłańska, zakonna, tak jak i małżeńska do najłatwiejszych nie należą. I tu, i tam trzeba zrezygnować z bardzo wielu rzeczy, trzeba pozamykać furtki, iść na niełatwe kompromisy, nie raz i nie dwa bić się we własne piersi. Ale jest to też droga prawdziwej radości, a świadczą o niej ci, którzy ją wybrali. W zakonach żeńskich spotkałam bowiem wiele radosnych, pięknych i niezwykłych kobiet, od których na kilometr bił blask. Bo po uszy zakochane były w tym, komu pragnęły służyć. Wśród księży diecezjalnych i zakonnych spotkałam wielu mężczyzn, którzy swoim zdecydowaniem, odwagą i poczuciem humoru świadczyli o wielkiej wartości wybranej drogi. Wiele z tych osób to przyjaciele naszej rodziny i dziękuję im za to, że mogą być dla nas i dla naszych dzieci prawdziwymi świadkami życia zakonnego i kapłańskiego.

Oczywiście możemy teraz się użalać nad spadkiem powołań, ich jakością itp. Wrogowie Kościoła zawsze mają sporo na ten temat do powiedzenia. A to, co my możemy zrobić, to szczera modlitwa o dobre powołania. A szczególnie o powołania z własnej rodziny.  

 

Małgorzata Terlikowska