„Ministerstwo Zdrowia stało się obiektem niewybrednych żartów” – informuje dziś na czołówce portal Tomasza Lisa. Powód tych niewybrednych żartów to wyrwana z kontekstu wypowiedź wiceministra zdrowia Jarosława Pinkasa dotycząca profilaktyki niepłodności szczególnie wśród mężczyzn, których styl życia czy ubierania może rzutować na problemy z płodnością. Jarosław Pinkas podkreślał, że przygotowywany przez resort zdrowia program opierał się będzie na kilku filarach, a wśród nich będzie nie tylko diagnostyka, ale także profilaktyka i edukacja. W myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Sprawa wydaje się banalna i oczywista. Jako przykład działań edukacyjnych wiceminister wymienił te adresowane do mężczyzn. Ważna to sprawa, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo mężczyźni nie lubią odwiedzać lekarzy. I jak bardzo nie lubią się badać.

Jako że niepłodność męska staje się coraz większym problemem, a mężczyznom znacznie trudniej jest sobie radzić z nią niż kobietom, dlatego warto uwrażliwiać właśnie mężczyzn, że ich dieta, sposób ubierania (to tak obśmiewane przez dziennikarzy naTmat noszenie obcisłej bielizny) czy styl pracy (laptop na kolanach, podgrzewane fotele samochodowe) mogą wpływać negatywnie na męską płodność. Jeśli więc można zminimalizować złe skutki, to trzeba o nich mówić głośno, nawet jeśli niektórzy dziennikarze mają z tego ubaw po pachy. Nie rozumiem doprawdy tego bezsensownego rechotu na poziomie szatni męskiej z gimnazjum.

Ubawu takiego nie mają na pewno mężczyźni, którzy bez sukcesu starają się o dziecko. Tym bardziej że niepłodność męska to problem złożony i ciągle nie do końca zbadany. To co medycyna już wie, to fakt, że najczęstszą przyczyną męskiej niepłodności jest niska jakość nasienia, mała ruchliwość plemników czy zmiany w ich budowie. A te defekty znikąd się nie biorą.  Wpływ na taki stan rzeczy mają m.in. choroby przenoszone drogą płciową, styl życia (wpływający na przegrzewanie jąder), uszkodzenia jąder czy nasieniowodów w wyniku infekcji czy urazów. Przyczyn jest naprawdę wiele.  Prof. Thomas Hilgers, twórca naprotechnologii, zwraca uwagę, że od 1978 roku, czyli od czasu, kiedy medycyna zajęła się in vitro, równocześnie porzuciła poszukiwanie przyczyn męskiej niepłodności. Prawie 40 lat, które medycyna mogłaby z powodzeniem przeznaczyć na badania przyczyn męskiej niepłodności (kobiecej zresztą też) zostało straconych. Po co szukać, skoro można stosować rozmaite „protezy”. Wszak nawet dla mężczyzn nie mających plemników przemysł in vitro oferuje rozwiązanie – zapłodnienie partnerki nasieniem pochodzącym od innego mężczyzny. Tyle że nie jest to leczenie. I o tym należy bardzo wyraźnie mówić. Akurat ten problem ten dotyczy jednak mniej niż 1 procenta mężczyzn. I choć temu jednemu procentowi pacjentów naprotechnologia na pewno nie pomoże, nie oznacza to, że jest całkowicie bezradna wobec problemu niepłodności męskiej.

Trzeba wyraźnie powiedzieć, że jest wiele innych przypadków męskiej osłabionej płodności, które z powodzeniem w ramach naprotechnologii są leczone. To kolejny powielany przez zwolenników in vitro mit, że naprotechnologia w ogóle nie zajmuje się parami, w których niepłodność leży po stronie mężczyzny – przekonywał twórca naprotechnologii w wydanym po polsku wywiadzie rzece „Nadzieja na dziecko”:  „Jeśli są nią żylaki powrózka, to urolog może je leczyć. Jeśli problemem jest niska ruchliwość plemników, można stosować pewne suplementy diety, które polepszą tę ruchliwość. Różne inne suplementy można stosować, żeby zwiększyć odsetek plemników. Są środki lecznicze, które można stosować, aby zwiększyć liczbę plemników. Widzieliśmy bardzo dużo poczęć u kobiet, których mężowie mieli bardzo niską liczbę plemników, tylko dzięki rozpoznaniu okresu płodnego u kobiet. Skuteczność takich działań daje większy odsetek poczęć w przypadku par z niepłodnością po stronie mężczyzny, niż odnotowują kliniki zapłodnienia in vitro”.

Zamiast więc głupio rechotać nad krojem męskiej bielizny, warto z troską pochylić się nad tym rosnącym coraz bardziej problemem, mającym skutki nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne. Depresje, rozpady związków, brak akceptacji to wszystko pochodne niepłodności, z którą należy walczyć jako plagą naszych czasów. A najlepszą walką jest zapobieganie.

 

Małgorzata Terlikowska