Kto ma młodzież ma cały świat – chciałoby się powiedzieć. I jest w tym sporo racji. To, z jakim przekazem trafimy do młodych ludzi, w dużej mierze może wpłynąć na ich przyszłe wybory. Dlatego nie jest bez znaczenia, czy szkoły realizują wychowanie do życia w rodzinie, które ma przygotować młodych ludzi do najważniejszych życiowych ról mamy i taty, czy promują tzw. edukację seksualną, która z edukacją niewiele ma wspólnego. Za to coraz więcej z homopropagandą. Wystarczy przyjrzeć się niektórym polecanym czy rekomendowanym pomocom „naukowym”, by rozwiać wszelkie wątpliwości.

W podręczniku „Edukacja Bez Tabu” Carol Hunter-Geboy wprost czytamy, że „najczęściej mówi się o tożsamościach: heteroseksualnej, biseksualnej i homoseksualnej, jednak każda osoba może określić swoją tożsamość seksualną w całkowicie niepowtarzalny sposób, zupełnie wyjątkowym określeniem”. Niestety nie wiemy, w jaki to jeszcze niepowtarzalny, zupełnie wyjątkowy sposób dzieci określać mają swoją tożsamość... Cel jest jeden: młodzi ludzie mają otrzymywać pozytywne komunikaty dotyczące ich homoseksualności. Służyć temu miały choćby scenariusze tzw. równościowych lekcji. „Zaproszenie gościa będącego osobą homoseksualną, biseksualną lub transpłciową tworzy unikalną sytuację edukacyjną dla młodzieży. Wiele osób LGBT może podzielić się historiami z własnego życia o tym, jak się czuły i radziły sobie z prześladowaniem i dyskryminacją. Jednocześnie może być to inspirujące do tworzenia wspierających sojuszy pod parasolem wartości praw człowieka” – to z kolei porada z podręcznika „Lekcja równości” – adresowanego do nauczycieli, a przygotowanego przez Kampanię Przeciwko Homofobii. W nurt ten wpisuje się także wydana właśnie „Tęczowa książeczka” Juno Dawson (urodzona jako James Dawson, jak można przeczytać w notce bibliograficznej). Owa książeczka to podręcznik dla nastolatków, który ma ich przekonać do tego, że w swoim myśleniu o środowiskach homoseksualnych za bardzo myślimy stereotypami. W końcu przecież stereotypy są dla frajerów. „Jeśli nie należysz do garstki szczęśliwców, którzy wychowywali się w otoczeniu osób homoseksualnych, może ci się wydawać, że wszyscy geje to wyraziste osobowości rodem z programów typu talk-show, a wszystkie lesbijki przypominają komentatorów sportowych. Brzmi nieprawdopodobnie”. Dlatego też autorka (autor) próbują przekonać młodych ludzi do tego, że obraz homoseksualisty funkcjonujący w społeczeństwie, to obraz z gruntu fałszywy. A że ciągle jeszcze niewiele jest takich szczęśliwców, potrzebna jest homoedukacja. Bo to jedynie fałszywy stereotyp, że lesbijki mają krótkie włosy i nie lubią mężczyzn, za to chętnie uprawiałyby seks w trójkącie, a geje są jak dziewczyny, mają HIV/AIDS i są puszczalscy. Każdy z tych stereotypów jest oczywiście odpowiednio omówiony, tak żeby powstało przekonanie, że „osoby LGBT są wspaniałą mniejszością, tylko niestety bardzo prześladowaną przez homofobiczną mniejszość.  

Skoro już wiemy, jakie są stereotypy i jak są one krzywdzące dla środowisk homo, trzeba teraz przekonać młodego człowieka, żeby przeszedł na tę jasną stronę mocy. Bo ta ciemna, to wiadomo, patriarchalno-homofobiczna do bólu. Co więc wyróżnia te środowiska? Teraz już wiadomo. „Jednym z najlepszych aspektów OKREŚLENIA własnej orientacji jako homo lub bi jest fakt, że możesz ustalić własne zasady”. Bo jak wiadomo, będąc hetero zostajesz wrzucony w zasady ustalone przez kler i papieża. Cóż, tylko bycie homo daje pełną wolność, aż żal nie skorzystać. „Nie twierdzę, że dla osób hetero przewidziano jakiś inny zestaw zasad niż dla homo, ale będąc LGBT czy * (tu można wstawić dowolną orientację – dop. MT), wyłączasz się z większości (najlepiej jak najwcześniej zrozumieć, że światem rządzą biali mężczyźni hetero, czyli tzw. patriatchat). Oznacza to, że możesz przyjąć dowolne elementy kultury homo lub queer, które ci odpowiadają”. Doprawdy – luz, blues i orzeszki. No tak, w końcu osoby LGBTQ swojej orientacji nie wybierają, za to wszelkiej maści homofobowie świadomie wybierają nienawiść. I stąd te peany na temat wyższości środowisk homo nad hetero.

W opublikowanych na stronach „Krytyki Politycznej” fragmentach książki wybrzmiewa dość wyraźnie jeszcze jeden wątek. Okazuje się, że najbardziej prześladowaną i nieszczęśliwą mniejszością są osoby biseksulane. Rozerwane między orientacjami, nigdzie nie są do końca akceptowane: „Biedni biseksualni, biedni queer, pan i poszukujący. Jesteśmy zaprogramowani na binarne postrzeganie, więc osoby, które nie opowiadają się ANI PO STRONIE HOMO, ANI HETERO, mogą zostać odrzucone przez jedną i drugą”. Jaka na to wszystko rada: „Niech każdy przytuli kogoś bi w tym tygodniu, oni też potrzebują naszego wsparcia”.

Przesłanie, jakie płynie do młodych ludzi z lektury „Tęczowej książeczki”, jest dość przewidywalne, a jednocześnie dość przygnębiające: „Każdy jest jedyny w swoim rodzaju i może robić, co mu się podoba, póki nie robi krzywdy sobie ani nikomu innemu”. Żadne zasady, żadne wartości, żadna odpowiedzialność, żadne normy społeczne. Liczy się to, co ja chcę. I cały świat ma się wokół mnie kręcić. Pod postacią przyjemności sprzedawane jest młodym ludziom kłamstwo. Trudno więc się dziwić, że nie wytrzymują oni konfrontacji ze światem, w którym muszą podporządkować się narzuconym zasadom i wartościom.

Małgorzata Terlikowska