Oto kolejny krok na drodze klerykalizacji świeckich. Watykański dziennik „L'Osservatore Romano” rozpoczął właśnie dyskusję na temat tego, czy należałoby pozwolić kobietom głosić kazania podczas Mszy św. Skoro homilię mogą głosić mężczyźni (księża), to w imię równości i feministycznych postulatów, homilie powinny móc głosić także kobiety. „Ten temat jest delikatny, ale sądzę, że jest na tyle ważny, że należy go teraz poruszyć - napisał Enzo Bianchi, lider ekumenicznej wspólnoty w północnych Włoszech i popularny katolicki komentator. Nie ukrywa, że taka forma dowartościowałaby kobiety, dzięki czemu mogłyby odgrywać większą rolę w Kościele. Bo przecież rola kobiet jest ponoć znikoma, co najwyżej służebna, o żadnych godnościach czy zaszczytach dostępnym mężczyznom może ona przecież jedynie pomarzyć. Nie od dziś bowiem przedstawicielki katolickiego feminizmu czy feministycznej teologii mówią, że ich celem jest osiągnięcie pełnej równości między kobietami a mężczyznami na wszystkich poziomach społecznych. W tym w Kościele. Stąd nieustanne lobbowanie w sprawie kapłaństwa kobiet czy choćby umożliwienia im głoszenia homilii. Jak widać lobbing to skuteczny, skoro problem poważnie potraktował oficjalny watykański dziennik.

Zagadnienie to zresztą wraca regularnie. Ostatnio nawet w Polsce głośno o nim było w związku z opublikowaniem przez Zuzannę Radzik książki „Kościół kobiet”. To w niej pisze ona wprost o roli kobiet: „Niemożliwość przyjmowania święceń wyklucza kobiety z jakiejkolwiek władzy w Kościele. Nie ma znaczenia, czy są siostrami zakonnymi, matkami czy singielkami, zawsze pozostają osobami świeckimi. To, co dopuszczalne dla świeckich, jest dostępne i dla kobiet”. Jako pozytywne przykłady przełamania tych struktur opisuje między innymi posługę Diann L. Neu, katoliczki i byłej siostry zakonnej, żyjącej w lesbijskim związku, która od ponad 40 lat „celebruje feministyczne liturgie”. Mam jednak wrażenie, że kwestia świecenia kobiet czy zgoda na to, by głosiły homilie, jest naprawdę marginalnym problemem, podnoszonym głównie przez feministki dla złagodzenia przekazu określające się mianem „katolickich”.

Wróćmy jednak do homilii. Gdyby papież kobietom na ich głoszenie zezwolił, byłoby to wywrócenie tradycji do góry nogami. Bianchi przekonuje wprawdzie, że nie jest to rzecz niemożliwa: „Nie istnieje dla kobiet ewangeliczny zakaz wykonywania tego zadania, nie jest więc niemożliwe powierzenie im go” – pisze w „L'Osservatore Romano”. Zakaz ten jest jednak uregulowany prawnie i ma dobre teologiczne uzasadnienie, które nie ma w sobie nic z dyskryminacji kobiet. „Instrukcja o niektórych kwestiach dotyczących współpracy wiernych świeckich w ministerialnej posłudze kapłanów" zatwierdzona w 1997 roku przez Jana Pawła II dokładnie reguluje kwestie, kto może, a kto nie może głosić homilię.  Powstała ona w oparciu o  dokumenty II Soboru Watykańskiego, posynodalne adhortacje Jana Pawła II: Christifideles laici i Pastores dabo vobis, Katechizm Kościoła Katolickiego i Kodeks Prawa Kanonicznego. Zgodnie z zapisami instrukcji homilia to „szczególnie doniosła forma przepowiadania, jest częścią samej liturgii” i jako taka winna być zarezerwowana wyłącznie dla kapłana. „Wykluczeni zostają wierni nie wyświęceni, nawet jeśli pełnią funkcję tak zwanych «asystentów duszpasterskich» lub katechetów w łonie jakiejkolwiek wspólnoty czy stowarzyszenia. Nie jest bowiem istotne to, że ktoś posiada ewentualnie większą zdolność przemawiania lub zdobył lepsze przygotowanie teologiczne, ale fakt, iż funkcja ta jest zastrzeżona dla osoby, która otrzymała sakrament święceń, przez co nawet biskup diecezjalny nie ma prawa dyspensować od tego przepisu kanonicznego, jako że nie jest to ustawa czysto dyscyplinarna, lecz dotycząca funkcji nauczania i uświęcania, ściśle ze sobą powiązanych”. Nie oznacza to, że świeccy – kobiety czy mężczyźni – mają w Kościele tylko słuchać. Ta sama Instrukcja pozwala im na głoszenie świadectw czy komentarzy do czytań, ale pod jednym warunkiem: „Te komentarze i świadectwa nie powinny przybierać takiej formy, która zatarłaby różnicę między nimi a homilią”. Zasady te, choć zapisane językiem prawniczym, nie pozostawiają wątpliwości, kto może tylko głosić homilie. Dyskusja więc na temat głoszenia kazań przez kobiety jest wyłącznie biciem piany. Jak widać nie ma tu żadnej dyskryminacji kobiet, jest za to wyraźne określenie ról osób wyświęconych i niewyświeconych.

Jako świeccy – bez względu na to, czy kobiety, czy mężczyźni – jesteśmy   „pełnoprawnymi członkami Kościoła, objętymi jego tajemnicą i obdarzonymi specyficznym powołaniem, którego celem w sposób szczególny jest szukanie królestwa Bożego przez zajmowanie się sprawami świeckimi i kierowanie nimi po myśli Bożej” – nauczał Jan Paweł II w adhortacji Christifideles laici  I tak jak niektórzy z nas mają powołanie do życia kapłańskiego, tak inni są powołani do życia świeckiego. Z tego powołania wynikają nasze zadania. Jedni więc głoszą homilie, wyjaśniając w nich zawiłości Słowa Bożego, inni tej homilii słuchają. Niedopuszczanie kobiet do głoszenia homilii nie ma w sobie nic z antyfeminzmu, nie jest to działanie przeciwko kobietom, nie jest to w końcu uznanie, że kobiety nie mają nic do powiedzenia. Właśnie, że mają, ale doprawdy nie muszą robić tego wszystkiego, co robią mężczyźni. Rozmywanie tych rzeczywistości może przynieść jedynie opłakane skutki, czego przykładem są choćby rozmaite kapłańskie wspólnoty kobiet, które na siłę, w imię jakiejś dziwnej równości, muszą być odbiciem wspólnot męskich. Do tego stopnia, że tak skupione na parytetach, równości i innych postulatach feministycznych zapominają, że Kościół nie jest ani wyłącznie kobiet, ani wyłącznie mężczyzn, tylko Jezusa Chrystusa.

Małgorzata Terlikowska