Coraz więcej dziewic poddaje się zabiegowi in vitro – pisze brytyjska prasa. A że klient nasz pan, to i specjalnie nikt się nie przejmuje, że kobieta zamawia sobie dziecko niczym zabawkę w sklepie. Kupuje ją sobie, choć do macierzyństwa jest jeszcze skrajnie niedojrzała. – Wiele z tych kobiet to osoby bardzo młode, dwudziestokilkulatki, jedne studiują, inne wykonują zupełnie zwyczajne zawody, często mieszkają z rodzicami. Takich pacjentek jest więcej, niż kobiet zajętych robieniem kariery – mówi Maha Ragunath, dyrektor medyczna kliniki w Nottingham. Samotne młode kobiety, które w większości spokojnie mogłyby się doczekać dziecka poczętego w sposób naturalny, to już prawie dziesięć procent jej pacjentek. Ciekawe, że pukają do drzwi klinik leczenia niepłodności, choć ich problemem wcale niepłodność nie jest. One boją się relacji z mężczyzną oraz seksu. Zamiast więc swoje lęki i paranoje leczyć i przezwyciężać, to kobiety te ustawiają się w kolejce po dziecko. Tylko że bez udziału mężczyzny. Za to z dawcą nasienia.

Jest też inny powód, dla którego panie te korzystają z kosztownego i powiedzmy sobie szczerze nieobojętnego dla zdrowia zabiegu sztucznego zapłodnienia. Księżniczki bowiem nie spotkały jeszcze księcia z bajki. Kobiety te bowiem chcą mieć dziecko, twierdzą, że są na nie gotowe, a jednocześnie wolą z seksem zaczekać do czasu, aż znajdą odpowiedniego partnera i „wyjątkowy związek”. Może się oczywiście zdarzyć, że nigdy takiego nie spotkają, bo żaden nie będzie wystarczająco dobry. Z góry więc, świadomie, w sposób egoistyczny skazują swoje dzieci na niepełną rodzinę. I tak matki egoistki wychowują kolejne pokolenie egoistów, jeszcze bardziej rozkapryszone i roszczeniowe.

Niczym nieskrępowana dostępność in vitro postawiła więc na głowie relacje międzyludzkie. Dawniej najpierw kobieta szukała tego odpowiedniego mężczyzny, którego również widziała jako ojca ich wspólnych dzieci. Dziś – najpierw dziecko, potem ewentualnie mężczyzna. A jak go nie będzie, to w sumie żadna strata, bo pustkę po braku miłości wypełni „pluszowy miś” z in vitro.

Nie zdziwię się, jak za jakiś czas okaże się, że kliniki in vitro przygotują specjalną ofertę dla kobiet gotowych na dziecko, ale niegotowych na stały związek i na…  ciążę. Surogatki, które przecież zawsze mogą zmienić zdanie, zastąpią sztuczne macice. Wystarczy tylko odpowiednio dużo zapłacić, a produkt w postaci dziecka, wyhodowany w laboratorium trafi pod wskazany adres. Kurierem, żeby było szybciej, a gotowe na macierzyństwo kobiety nie musiały się same fatygować i dźwigać nosidełka z nową zabawką.

Dziwię się, że przeciwko tej całej hucpie nie protestują jeszcze panowie. To przecież ich dyskryminacja i eliminacja z procesu powoływania do życia nowego człowieka. Za chwilę okaże się, że fizyczna obecność mężczyzny wcale nie jest ani do poczęcia, ani do wychowywania dziecka potrzebna. Nastanie oto piękny świat z mężczyznami zredukowanymi jedynie do anonimowych dawców nasienia. Panowie, odpowiada wam taka rola? Czy naprawdę godzicie się na pozbawienie was fundamentalnych praw? Czy chcecie być sprowadzeni wyłącznie do potrzebnego do sztucznego zapłodnienia plemnika? Nie interesuje was los dzieci noszących wasze geny? Jeśli jesteście prawdziwymi facetami, protestujcie przeciwko takim praktykom.

Małgorzata Terlikowska