Do tej pory wszystkie naturalne metody rozpoznawania płodności wrzucane były do worka z napisem „kalendarzyk małżeński”. Takie myślenie pokutuje zresztą wśród bardzo wielu ludzi i młodych, i starszych. Wystarczy wspomnieć choćby ostatnią debatę, jaka przetoczyła się przez Polskę choćby w związku z programem prokreacyjnym i wyraźnym dowartościowaniem w tym programie naprotechnologii. W mediach co raz pojawiały się opinie, że teraz polski rząd przeznaczy pieniądze na naukę „kalendarzyka”, czyli jakąś przaśną metodę dla wielodzietnych, a nie będzie wspierał nowoczesnej medycyny, czyli sztucznego zapłodnienia. Spieszę uspokoić, że dziś nikt „kalendarzyka” uczył nie będzie, chyba że w ramach historii ginekologii. Metoda kalendarzowa, wynaleziona prawie 100 lat temu, dziś jest już metodą historyczną. I absolutnie niepolecaną, ani propagowaną. Dziś polecane i propagowane są nowoczesne metody rozpoznawania płodności. Zainteresowanie jest nimi spore. Ciało kobiety w miesięcznym cyklu zmienia się, wysyła różne sygnały i cała sztuka polega na ich zauważeniu i poprawnym zinterpretowaniu. Metody te mogą być stosowane zarówno w przypadku planowania poczęcia, jak i odkładania poczęcia w czasie. Mogą być używane przez dziewczęta dopiero wchodzące w okres dojrzewania, mężatki, kobiety niezamężne, kobiety dojrzałe, wierzące, praktykujące, siostry zakonne, ateistki, agnostyczki. Bo metody rozpoznawania płodności to nie tylko planowanie dzieci (te planuje Pan Bóg), ale przede wszystkim obserwacja ciała, szybkie reagowanie na nieprawidłowości. To genialna i tania profilaktyka. W nurt ten doskonale wpisuje się właśnie choćby naprotechnologia ze swoim narzędziem rozpoznawania płodności, jakim jest Model Creighton.

Naturalne metody rozpoznawania płodności nie bez powodu nauczane są w ramach przedmałżeńskich kursów i propagowane przez Kościół katolicki. I nie chodzi tu o promocję jakiejś formy naturalnej czy katolickiej antykoncepcji, bo nic takiego nie istnieje. Naturalna jest płodność, a wszelkie jej ograniczenia są z gruntu nienaturalne. Płodność bowiem to objaw zdrowia, a nie choroba, tak jak postrzega ją kultura antykoncepcyjna. Wszystkie więc programy promujące antykoncepcję, sterylizację i aborcję bazują na tłumieniu bądź wręcz niszczeniu zdolności rozrodczej. Mądrość takich metod polega też na tym, że angażują one parę (w końcu płodność to sprawa wspólna kobiety i mężczyzny). Dzięki temu ludzie o swojej płodności rozmawiają. I mówią o tym małżeństwa, które stosują metody rozpoznawania płodności. Wiele z nich podkreśla, że to jeden z elementów cementujących ich związek. Jeśli jako kobieta mogę coś zrobić dla swojego zdrowia, ale także dla swojego męża i dzieci, jeśli ta profilaktyka w ciągu całego dnia zajmie mi może dwie minuty, to grzechem byłoby tego nie wykorzystać.

Sprawa świadomości własnego ciała i procesów w nim zachodzących wraca także regularnie przy okazji dyskusji na temat edukacji seksualnej. Sama wielokrotnie wypowiadałam się, że akcent powinien być postawiony na naukę obserwacji własnego ciała, a nie na techniki, zakładanie prezerwatyw czy promocję antykoncepcji hormonalnej. Metod rozpoznawania płodności jest kilka, nie tylko wspomniany Model Creighton, ale także metody objawowo-termiczne czy tylko termiczne. I każda kobieta może znaleźć jakąś dla siebie.  Okazuje się, że tak do tej pory wyśmiewany wątek (niczym zdarta płyta powtarzane hasło kalendarzyka małżeńskiego) zyskał nowych sojuszników. Do nauki metod rozpoznawania płodności zachęca… Ponton. Edukatorzy seksualni przejrzeli na oczy i poszli po rozum do głowy. Dzięki obserwacjom szybciej można zauważyć nieprawidłowości i szybciej można zacząć leczenie. Argument ten, ku mojej radości, podnoszą także edukatorzy z Pontonu: „znajomość swojego cyklu mówi nam wiele o naszym zdrowiu i pozwala wykryć na wczesnym etapie potencjalne problemy i dolegliwości (…) Wiedza to potęga! Zobaczysz, że twój organizm to genialnie skonstruowana maszyna i wszystko w niej ma swój cel”. No proszę, i nawet Ponton zauważył tę prawdę. Więcej, również zachęca panów do zainteresowania się metodami rozpoznawania płodności: „Jeśli kiedykolwiek marzyłeś, żeby lepiej zrozumieć kobiety i na dodatek chcesz być dobrym, troskliwym partnerem, zrozumienie podstaw cyklu miesięcznego i tego, jak działa jej (i twój przy okazji też) organizm, da ci poczucie, że rzeczywiście się postarałeś i ogarniasz kobiecy świat trochę lepiej”.

Naturalne metody rozpoznawania płodności są tanie i zdrowe. Nie niszczą płodności, nie mają skutków ubocznych, współpracują z płodnością, szanują godność kobiety i integralność małżeństwa. I jako takie powinny być propagowane i nauczane. Jako inwestycja w swoje zdrowie.

Małgorzata Terlikowska