Akcję „Świecka szkoła” poparła właśnie Magdalena Środa. Czas, jej zdaniem, skończyć z katechezą, bo to tylko strata czasu: „Gdy pytam młodych ludzi, jaką wiedzę wynieśli z 560 godzin katechezy, mówią, że oglądali - często kilka razy - film "Niemy krzyk", a więc wiedzą, że aborcja jest zła, wiedzą też - bez żadnych wątpliwości - że zły jest zarówno homoseksualizm, jak i opuszczanie niedzielnych mszy. Coś więcej? Nic więcej”. Czyli jednak trochę z dekalogu, prawd wiary i przykazań kościelnych się nauczyli (ot, choćby przykazanie nie zabijaj, czy -  w niedzielę i święta we mszy świętej nabożnie uczestniczyć). Może w głowie coś im jednak zostanie.

Pytanie, czy faktycznie na katechezę ci rozczarowani chodzili, czy z góry założyli, że „żaden czarny” nie będzie mówił im, jak mają żyć. A jeśli na lekcjach religii się pojawiali, to swoją postawą i wymalowanym na twarzy znudzeniem pokazywali, że i nauczyciela, i przedmiot mają w głębokim poważaniu (zresztą nie tylko katechezę, wystarczy porozmawiać z innymi nauczycielami. Obraz znudzonego i zblazowanego ucznia oglądają na okrągło).

Niedawno portal Onet przytaczał rozmowę z socjologiem badającym postawy religijne ateistów. Wynika z niej, ze wielu ateistów swoje dzieci chrzci, posyła na katechezę i do komunii. Bo tak wypada, bo wszyscy idą. I mam wrażenie, ze ta grupa jest najbardziej sfrustrowana obecnością katechezy. Wypisać im dziecko jakoś nie wypada, dla świętego spokoju poślą, a potem dziecko ma mętlik totalny w głowie. Ale winę najłatwiej zrzucić na katechetów. Bo przecież nie na rodziców. Broń Boże.

„Państwo wydaje prawie miliard złotych rocznie na produkt edukacyjny bardzo marnej jakości właściwie poza jakąkolwiek kontrolą” – pisze Magdalena Środa. Państwo wydaje tez pieniądze na in vitro, a mnie to się nie podoba. Nieprawdą jest też, że nie ma żadnej kontroli. Są programy, jawne programy, wizytacje, hospitacje na lekcjach katechezy. Można wszystko sprawdzić, ale lepiej budować przekaz, że wszystko dzieje się poza kontrola, to jest chwytliwe medialnie. A atak na Kościół zawsze dobrze się sprzedaje.

„Katecheza szkolna nie przekłada się na wiedzę o własnej religii, nie pogłębia też wiary” – pisze dalej Środa. Skąd taka pewność? Niejeden człowiek pod wpływem dobrego katechety poszedł do kościoła, niejeden odbył solidną spowiedź. Nie jeden się nawrócił. Pamiętam z mojego liceum katechetę, ks. Wiesława. Był zawsze dla nas, miał dla uczniów czas, każdy mógł z nim porozmawiać, i ten wierzący, i ten poszukujący, i ten walczący z Kościołem. Nikogo nie odtrącał. Wręcz przeciwnie, spokojną rozmową pokazywał piękno wiary. Do dziś wspominany jest jako ukochany nauczyciel absolwentów mojego liceum.

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze: „Ten miliard złotych zamiast kiepskiej jakościowo katechezy może sfinansować zajęcia, które czegoś nauczą młodych ludzi, np. myślenia (polecam filozofię)”. A programy będzie pisać prof. Środa. I wtedy pieniądze trafią do jej kieszeni, a nie katechetów (często osób świeckich). Ciekawe jest jednak, ze przecież etyka w szkołach być powinna, tylko często chętnych brakuje. Bo może uczniowie wcale nie chcą się myślenia uczyć, wszak do rozwiązywania testów nie jest ono potrzebne.

Zwolennicy świeckiej szkoły plączą się w zeznaniach. Raz mówią, że to nie akcja antyreligijna, tylko dotycząca niefinansowania lekcji religii z budżetu. Innym razem mówią wprost o wyrugowaniu religii ze szkół. Do salek parafialnych. Przed Wielkanocą zawsze można się z Kościołem poboksować. A potem wszyscy i tak spotkamy się ze święconką. W kościele…

Malgorzata Terlikowska