Chyba nigdy nie zrozumiem lewackiej logiki. Tej, która każe ronić łzy i pochylać się nad pieskami i kotkami, a obojętnie przechodzić wobec chorych dzieci. Bo ten „upośledzony płód”, o którym tak „błyskotliwie” napisał Adrian Zandberg na swoim profilu na Facebooku, to po prostu dziecko. Dziecko chore. I co z tego, że chore? Chore nie znaczy gorsze. Czy jakakolwiek choroba umniejsza jego człowieczeństwo?

A do tego niestety sprowadza się lewackie gadanie. Jesteśmy my zdrowi i to my zdrowi zadecydujemy o tym, kto może żyć, a kogo można (na dodatek zgodnie z prawem) wyeliminować. To wy, lewacy, swoim bezdusznym gadaniem doprowadziliście do sytuacji, w której kobiecie wydaje się, że jedynym wyjściem jest aborcja. Nie jest. Pięknie o tym mówi dr Tomasz Dangel, twórca hospicjum prenatalnego. Miejsca, w którym rodzice chorych dzieci dostają pomoc, opiekę, a ich dziecko może z godnością odejść. Nie odłożone, by zmarło z  głodu i wyziębienia. Tylko w cieple. Otoczone miłością swoich rodziców. Dlaczego nie propagujecie takich miejsc? Dlaczego o nie nie walczycie? Bo wówczas wasze lewackie myślenie rozpada się jak domek z kart. Bo tam nie ma „upośledzonych płodów”, tam są chore dzieci, które mogą zostać pożegnane przez swoich rodziców. Każdy kto myśli inaczej jest barbarzyńcą. Barbarzyńcą jest więc Adrian Zandberg, którego język przypomina ten gorliwych funkcjonariuszy III Rzeszy. „Upośledzone płody” tak jak „podludzie” nie mogą zaśmiecać dobrej rasy. Trzeba więc się ich pozbyć. Ot, taki holocaust w lateksowych rękawiczkach.

Na zdjęciach z kampanii wyborczej i z głosowania widziałam pana Zandberga w otoczeniu rodziny. Dumnie pchał przed sobą dziecięcy wózek. Barbarzyństwem jest wypowiadanie takich słów przez człowieka, który sam jest ojcem. Mam do Pana parę pytań. Czy o swoich dzieciach też Pan myślał w kategoriach płodu? Czy może Pana dziecko było dla Pana wyczekanym i wytęsknionym maleństwem? Towarzyszył Pan żonie podczas USG? Oglądał Pan na monitorze swoje dziecko? Czy kiedy jest chore, to się Pan nim opiekuje? Czy się Pan o nie troszczy?

Dlaczego pozwalam sobie zadać Panu takie pytania? Dlatego, że sama jestem matką i nie mogę zrozumieć, jak o chorym dziecku ktoś może się tak pogardliwie wypowiadać. Nie ma Pan żadnego moralnego prawa, by w ten sposób określać chore dzieci i, niczym kapo na rampie, decydować o tym, czy ma ono prawo do życia czy nie. Pisze Pan, że: „Zmuszanie kobiet do donoszenia ciężko upośledzonych płodów to barbarzyństwo”. Zadam Panu inne pytanie, czy to, co stało się w szpitalu Świętej Rodziny, nie jest barbarzyństwem? Czy Pana zdaniem ktoś, kto jest chory i nawet jeśli z dużym prawdopodobieństwem można określić, że jego życie trwało będzie kilka minut, może godzinę, musi cierpieć i umierać w bólu/ Czy nie zasługuje na to, żeby otoczyć je opieką paliatywną? Czy umiałby Pan patrzeć na cierpienie własnego dziecka? Domyślam się, że nie. To dlaczego pozwala Pan, by w tak okrutny sposób cierpiały inne dzieci. I ich matki.

Pomyślał Pan o tej kobiecie, o matce? Ja jej współczuję z całego serca, bo została oszukana. To wy lewacy jej powiedzieliście, że po aborcji będzie jak nowo narodzona, nie będzie żadnego problemu. Nie przypuszczaliście, że coś pójdzie nie tak i sprawą maleńkiego chłopczyka będzie żyła cała Polska. Tak bardzo wam jego mama uwierzyła, że przyszła prosić o aborcję. Aborcję, z piętnem której będzie już żyła do końca życia.

Bulwersuje Pana sytuacja, w której ktoś umiera u progu szpitala, bo pomoc nie przyszła o czasie? Mnie bulwersuje. Pana zapewne też. Tylko gdzie konsekwencja. Jedna śmierć jest skandalem, a druga? No właśnie. Nawet brakuje mi słów i nie potrafię tego określić. Bo dla was śmierć dziecka w szpitalu Świętej Rodziny to przecież zwykła procedura medyczna. Nieudzielenie pomocy to także procedura. A zresztą i ta dziecko miało umrzeć, więc o co chodzi. Po co cały ten krzyk?

Chętnie Panu powiem o co. To kwilenie malutkiego chłopczyka, ten krzyk świadków całego wydarzenia jest po to, by ludzie przejrzeli na oczy, by zobaczyli, czym naprawdę jest „aborcja” zwana przez was „zabiegiem”, by zobaczyli do czego prowadzi język, którego używacie. 70 lat to szmat czasu, ale tego co wydarzyło się w komorach gazowych zapomnieć nie można. Oglądał Pan zdjęcia matek i dzieci z obozów koncentracyjnych? Czytał Pan relacje matek, na oczach których zabijano dzieci? Ja czytałam i płakałam razem z nimi. Tak jak dziś płaczę nad tym, co wydarzyło się przy Madalińskiego i co jest rzeczywistością wielu polskich szpitali. Masowy mord na tych, którzy prawa do życia nie mają, bo w końcu są „upośledzonymi płodami”, które nawet nie zasługują na godną śmierć.

Małgorzata Terlikowska