To pytanie jest zasadne. Dostępne są bowiem badania sprzed 10 lat przeprowadzone przez OBOP, z których wynika, że 30% kobiet doświadczyło przemocy seksualnej, a 3% zostało zgwałconych. Badania, na które powołują się organizacje feministyczne, pokazują zgoła co innego. Według raportu, na który powołują się feministki (nie wiadomo jakiego. Dane publikowane są na stronach "Codziennika Feministycznego, ale bez podania źródła), 87% kobiet doświadczyło jakiejś formy molestowania seksualnego. 62% brało udział w aktywności seksualnej, której nie chciało. Co piąta kobieta w Polsce ma za sobą doświadczenie gwałtu. Większość z nich została zgwałcona przez bliską sobie osobę: partnera (22%) lub byłego partnera (63%), w swoim własnym domu (55%). Prawie połowa respondentek ma za sobą wielokrotne doświadczenie gwałtu – 20% zostało zgwałconych więcej niż 10 razy. Czy na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat tak bardzo zbrutalizowane zostało społeczeństwo, że tak często mężczyźni uciekają się do gwałtu? Czy coś się stało z samymi mężczyznami? Jeśli dane są prawdziwe, mamy oto niesamowity i na niespotykaną dotąd skalę kryzys męskości. Bo normalny mężczyzna gwałt uznaje za przestępstwo i gwałtem po prostu się brzydzi. Czy to oznacza, że po ulicach chodzi tysiące gwałcicieli, i nie ma bloku, w którym nie dochodziłoby do regularnych gwałtów?

Może te ogromne rozbieżności wynikają z metodologii. Niestety autorki badań podały wyłącznie liczby. Niewiadomą pozostaje metodologia badań, jaka była grupa badana, jak duża. A w końcu jaką przyjęto definicję gwałtu. Czy tę z kodeksu karnego czy tę, za którą lobbują organizacje feministyczne, genderowe i równościowe. Kodeks karny wyraźnie definiuje przestępstwo zgwałcenia. Feministki z kolei, definicję tę próbują rozciągnąć i rozmyć. I tak – według Eweliny Sekleckiej,  prezeski i założycielka fundacji Punkt Widzenia działającej na rzecz równości płci,definicja gwałtu oparta na koncepcji autonomii seksualnej uznaje za gwałt każdą sytuację, w której nie była wyrażona entuzjastyczna zgoda na zbliżenie. W myśl tej definicji sprawcą jest każdy, kto robi coś bez wyrażonej zgody, entuzjastycznej zgody”. Czym jest zgoda entuzjastyczna i jak ma się ona do zgody w ogóle?

Nie do końca rozumiem też, czym są inne formy molestowania seksualnego? Pewne zachowana nie pozostawiają wątpliwości, ale jak w takim razie zdefiniować choćby komplement? Czy powiedzenie kobiecie, że ładne wygląda podpada pod definicję molestowania czy jeszcze nie? A może to bardzo subiektywne odczucie, które trudno zbadać czy zmierzyć naukowymi narzędziami? Mam nieodparte wrażenie, że wszelkiej maści organizacje równościowe i feministyczne za wszelką cenę chcą przekonać, że tak naprawdę gwałtem jest wszystko. A niemal każdy mężczyzna to potencjalny gwałciciel .Szkoda tylko, że przy okazji trywializują dramat kobiet, które zostały faktycznie zgwałcone.

Żeby  było jasne – nie jestem rzeczniczką gwałcicieli. Każdy gwałt to ohydne i odrażające przestępstwo. Gwałciciele – jako osoby niebezpieczne – powinni być izolowani, zamykani w więzieniach z najwyższą możliwą karą, leczeni. Mam żal do sądów, że orzekają za niskie kary dla osób dopuszczających się tego przestępstwa, co działa demoralizująco. Nie chodzi teraz więc o to, żeby się zastanawiać, czy ktoś prowokuje, czy nie. Czy są cechy, wskazujące na ofiarę gwałtu czy nie. Zastanawia wszakże ten lawinowy wzrost zgwałconych kobiet. I tak duża rozbieżność w badaniach prowadzonych na przestrzeni ostatniej dekady.

 Mam wrażenie, że niestety wynika on z bezsensownego rozszerzenia definicji gwałtu. A ta ostatnie bierze się z tego, że w istocie zakaz gwałtu staje się jedyną normą, jaką przyjmuje nihilistyczne społeczeństwo. Skoro seksualność została odarta z odpowiedzialności, skoro została sprowadzona jedynie do zabawy, gry, skoro sfery tej nie regulują żadne normy moralne, to jedynym zakazem może być zakaz stosowania przemocy. Ale w istocie, jeśli wszystko wolno, a moralność nie reguluje przestrzeni seksualnej, to łatwo może się okazać, że uczestnicy tej gry nie uważają za stosowne grać fair. I przywoływana statystyka  pokazuje to niezmiernie mocno. Tyle że poszerzanie definicji gwałtu w niczym nie zmieni tego, że kobiety i mężczyźni, którzy nie kierują się w przestrzeni seksualnej zasadami moralnymi, w istocie już sami siebie i innych moralnie i uczuciowo gwałcą. Traktują siebie bowiem, jak przedmioty to użycia. I to jest realny problem, który swoimi krzykami próbują przykryć feministki.

[koniec_strony]

Ich krzyk może być także rozpaczliwą obroną intymności kobiety. Może zorientowały się one, że to całe wyzwolenie seksualne, wolna miłość, czysty hedonizm to tak naprawdę droga w dół, która obraca się przeciwko nim. To kłamstwo, które kosztuje je wiele. Czują się wykorzystane, zbrukane, więc ostatkiem sił wołają o swoją godność. Stąd tak pompowane jest pojęcie gwałtu.

Lekarstwem na tą chorobę może być jednak nie tyle rozszerzanie pojęcia gwałtu, ale promowanie małżeństwa i seksualności ograniczonej do niego. Akt seksualny zarezerwowany jest dla małżeństwa. Seksualność powinna być też ponownie obudowana kulturą i moralnością, normami. Dzięki temu sfera ta odzyska swoje pełne znaczenie. Bo godność kobiety, jeśli ma być faktycznie chroniona, potrzebuje odpowiednich warunków. Bez moralności, bez próby budowania stałych związków, to się nie uda. „Związek oparty na współżyciu płciowym naznacza głębiej kobietę, jej ciało, sferę uczuć, jej serce. To ona ponosi większy koszt (…)” – przekonuje bp Jean Laffitte. Mężczyźni i kobiety muszą to sobie przypomnieć. I wtedy nie trzeba już będzie nieustannie walczyć z gwałtem. Kobiety będą się bowiem czuły bezpiecznie u boku swoich mężczyzn, którzy nie tylko będą szanowali je, ale także będą mieli świadomość, że powinni szanować także siebie. Oczywiście nigdy nie będzie idealnie, ale będzie zdecydowanie lepiej. Zamiast więc czytać raporty feministek, lepiej zająć się czytaniem i wcielaniem w życie… teologii małżeństwa św. Jana Pawła II.

Małgorzata Terlikowska