Przez ostatnie kilka dni doświadczałam prawdziwego Kościoła, wspólnoty ludzi modlących się, poszukujących odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytania, kochających Kościół i o niego się troszczących. Jak bardzo wizja młodych, rozmodlonych ludzi, wielbiących Pana Boga różni się od medialnych opinii formułowanych zazwyczaj przez osoby, które z Kościołem niekoniecznie mają po drodze. Doświadczyłam spotkania z księżmi zaangażowanymi, pełnymi wiary, a jednocześnie niesamowicie skromnymi. Nie było tam drogich samochodów, markowych ciuchów. Była za to ogromna chęć służby ludziom dwadzieścia cztery godziny na dobę. Były wielogodzinne rozmowy i spowiedzi. Było wszystko to, czego kamery czy łamy liberalnych mediów zobaczyć nie chcą. Zamiast tego lansują do znudzenia od lat tę samą śpiewkę. Śpiewkę, która w zderzeniu z żywym Kościołem i prawdziwą wiarą jest tylko oszustwem. Bo to nie Kościół ludzi oszukuje, to media i ateistyczni mędrcy, którzy tkwią z uporem godnym lepszej sprawy przy swojej wykoślawionej wizji Kościoła.

Prym w uderzaniu w Kościół wiedzie od jakiegoś czasu tygodnik „Newsweek”. Obraz, jaki wyłania się ze stron gazety Tomasza Lisa, to już klasyka gatunku: Kościół ludzi oszukuje, księża za pieniądze zrobią nawet największe świństwo, a do tego jeszcze celibat i wszechobecny homoseksualizm wśród duchownych. Niczym mantrę opinie te głosi seksuolog i pediatra prof. Andrzej Jaczewski. Kościół dla niego to jedynie żądza władzy: „Odrzuca mnie zachłanność Kościoła, oni za pieniądze zrobią wszystko. Żądza władzy. Oni chcą nam wszystkim narzucić swoje normy. To jest tak anachroniczna organizacja, to przyklękanie i całowanie biskupa w rękę. Rany boskie, w dzisiejszych czasach...”. Co prawda żadnych dowodów, ale po co dowody. W sumie podobne zdanie można by napisać o środowisku lekarskim, wszak też są czarne owce wśród wielu uczciwych i zaangażowanych lekarzy, którzy biorą łapówki, walczą o władzę, za pieniądze obiecują cuda, bez koperty nawet na człowieka nie spojrzą. I pewnie prof. Jaczewski zna takie osoby. I co? To znaczy, że wszyscy tacy są? Podobnie z Kościołem i księżmi. Wstyd mi za tych, którzy bardziej niż swoje powołanie kochają pieniądze. Ale nie zmienia to faktu, że istnieje cała rzesza świętych księży, którzy nie mają czasu brylować w mediach, bo ciężko każdego dnia pracują w szkole, szpitalu, więzieniu. Wszędzie tam, gdzie człowiek poszukuje Pana Boga.

Kościołowi obrywa się oczywiście za in vitro: „Jestem przekonany, że Kościołowi na tych zarodkach gówno zależy, że to jedynie pretekst do walki o władzę” – mówi lekarz. O jaką władzę? To fundamentalna walka o człowieka i jego godność. Kościół konsekwentnie stoi na straży każdego ludzkiego życia, nie wartościuje go, akceptuje i szanuje każde, także to poczęte metodą in vitro. Wielokrotnie dawał zresztą temu wyraz. Bo zależy mu na człowieku. Bo traktuje każdego człowieka podmiotowo, a nie nazywa zlepkiem komórek. I jeśli mamy wojnę światopoglądową (a mamy), to jako katoliczka oczekuję od swojego Kościoła pełnego zaangażowania. Nie chcę, by był letni. W tej sprawie trzeba być maksymalnie gorącym.

Naprawdę napawa optymizmem, że do przede wszystkim działania wierzących lekarzy, pielęgniarek i położnych doprowadziły do sytuacji, w której poronione dzieci mogą być godnie pochowane, a nie spalone w szpitalnej spalarni albo wyrzucane do wiadra z odpadami medycznymi. Tak jeszcze było za czasów praktyki prof. Jaczewskiego. Dzięki Bogu, dziś sytuacja ta jest uporządkowana i ucywilizowana. Ochrona zarodków jest konsekwencją takiego, a nie innego myślenia. Szkoda, że prof. Jaczewskiemu zabrakło odrobiny dobrej woli, by to zauważyć.

Co się najlepiej sprzedaje? Krew, pot i łzy, a przede wszystkim seks. Trudno, żeby przy okazji rozmowy o Kościele zabrakło tego tematu, tym bardziej, że i w tej kwestii prof. Jaczewskiemu fantazji nie brakuje. Jego zdaniem grzechem Kościoła jest to, że obrzydza ludziom seks: „Jest mi żal, że Kościół jest taki nie do zaakceptowania, pełen oszustwa, bo ludzie tego potrzebują”. No cóż, w odróżnieniu od pana profesora regularnie praktykuję i od lat nie słyszałam negatywnego kazania na temat ludzkiej płodności czy seksualności. Nauczanie to jest znów konsekwentne, a jego celem jest nie tylko troska o tę niezwykle wrażliwą sferą, jaką jest ludzka seksualność, ale także ochrona człowieka przed nieprzemyślanymi i ryzykownymi zrachowaniami. Bo ludzka miłość i płciowość, żeby móc być miejscem uświęcania małżonków, musi być miłością czystą. Bo tylko taka miłość nie rani drugiego człowieka. A wręcz przeciwnie, pozwala mu w pełni otworzyć sią na małżonka, w całej swojej intymności. Prof. Jaczewski jako pediatra i seksuolog powinien wiedzieć (i zapewne wie), jakie konsekwencje rodzi prowadzenie nieuporządkowanego życia seksualnego, wielość partnerów, przygodne miłości. Ile ludzkich tragedii można by uniknąć, gdyby ludzie szanowali swoją płodność i seksualność.

Kościół można szkalować, można opluwać, ale też zawsze czeka on na tych „marnotrawnych synów”. Nie zamyka przed nimi drzwi. Przez ostatni tydzień słuchałam kilku świadectw osób, które Kościoła nienawidziły, odwracały się na jego widok, spluwały, a ludzi wychodzących z niedzielnej Mszy najchętniej by rozjechały swoim samochodem. Pan Bóg jednak działa cuda i do swojej wspólnoty ich zaprosił. Doświadczenie Bożej miłości tak zmieniło ich życie, że głoszą teraz wszem i wobec swoją miłość do Kościoła i Pana Boga. Czują się w Kościele akceptowane i potrzebne. I to jest prawdziwy obraz Kościoła. Tylko trzeba sobie dać szansę, by chcieć i móc go poznać. Nigdy nie jest na to za późno.

 

Małgorzata Terlikowska