- Miejsca pochówku większości z nich są nieznane. Ci ludzie nie mają nawet krzyża, dlatego zdecydowałam, że cmentarz będzie najlepszym miejscem dla upamiętnienia wszystkich, którzy w Radrużu zginęli z rąk UPA – powiedziała portalowi Kresy.pl pani Jadwiga, która postawienie krzyża finansowała z własnej nauczycielskiej emerytury.

Inicjatywa pani Jadwigi wywołała oburzenie lokalnych urzędników, którzy zakwalifikowali krzyż jako pomnik, a nie nagrobek. Stawiając nagrobek, nie potrzebowałaby niczyjej zgody. Nakazano rozebranie obiektu. Wyjaśnienia musiała składać między innymi na policji i w prokuraturze.

Przedstawiciele nadzoru budowlanego oskarżyli kobietę, że stawiając krzyż na cmentarzu, naruszyła przepisy dotyczące stawiania pomników. Jednocześnie nie potrafili jednak podać różnicy między pomnikiem i nagrobkiem. Ponadto, zamiast ograniczyć się do swoich obowiązków, wdali się z Radrużanką w dyskusje na temat stosunków polsko-ukraińskich.

Tymczasem w odległości 50 m od krzyża postawionego przez emerytowaną nauczycielkę stoi postawiony nielegalnie pomnik ku czci "Bohaterów UPA". Na umieszczonej na nim tablicy jako członków UPA umieszczono nazwiska radruskich Ukraińców, którzy zostali zabici przez banderowców właśnie za odmowę udziału w rzeziach na Polakach. Jednak w tym wypadku urzędnicy tłumaczą, że jest to nagrobek a nie pomnik.

 

MaRo/Kresy.pl

/