Awans do drugiej tury wyborów prezydenckich kandydatki Frontu Narodowego może okazać się pozornym sukcesem antyestablishmentowej prawicy. Wszyscy pozostali kandydaci wzywają do głosowania przeciw Marine Le Pen.

Ostatnie wyniki mówią o zwycięstwie Emmanuela Macrona, centrysty, porównywanego do naszego Ryszarda Petru, choć pewnie ten pierwszy reprezentuje wyższą kulturę polityczną. Macron zdobył blisko 24 proc. głosów. Marine Le Pen ma ich prawie 21,5, natomiast pozostali dwaj kontrkandydaci Fillon i Mélenchon nie przekroczyli 20 proc.

Robi wrażenie frekwencja, która przekroczyła 80 proc. uprawnionych do głosowania, którzy wzięli udział w I turze wyborów prezydenckich. Pogrążona w kryzysie Francja się rozpolitykowała, natomiast paradoksalnie żaden z kandydatów nie przedstawił wiarygodnego programu wyciągnięcia jej z kryzysu ekonomicznego, a przede wszystkim socjalnego.

Zwraca uwagę nie tyle zwycięstwo Le Pen - jeden z większych sukcesów Frontu Narodowego, lecz solidarne namawianie kandydatów, którzy odnieśli porażkę: Fillona i Mélenchona do głosowania na Macrona. Oznacza to, że będziemy mieli do czynienia z analogiczną sytuacja jak w Stanach Zjednoczonych - wyborem pomiędzy reprezentantem starego systemu, a przedstawicielką przeciwną establishmentowi.

Jeśli wyborcy zagłosują za Macronem - wszystko pozostanie po staremu. Jeśli za Le Pen - zmiany mogą okazać się radykalne. Tak naprawdę nie wiemy, co zrobi Marine. O ile prawdopodobny jest Frexit, co oznaczałoby praktyczny koniec Unii Europejskiej, takiej jaką znamy, to inne konsekwencje nie muszą okazywać się od razu katastrofalne w skutkach.

To prawda, wszelka współpraca ponad naszymi głowami z Rosją, a także rozpad UE jest niekorzystny z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej. Niemniej podobne straszaki były uruchamiane wobec kandydatury Donalda Trumpa. Być może byłby więc to impuls do budowy nowej Unii - konserwatywnej i tradycyjnej, a nie socjalistycznej i liberalnej. Nieprawdopodobne jest, aby jednak unijni biurokraci dopuścili do zwycięstwa Marine.

W następnych dniach będziemy mieli zapewne do czynienia z negatywną kampanią dezinformacyjną wobec kandydatki Frontu Narodowego, która będzie przedstawiana jako faszystka, rasistka i przedstawicielka ciemnogrodu. Liberalni wyborcy to kupią i wybiorą święty spokój. Tylko, że święty spokój oznacza dla coraz bardziej muzułmańskiej Francji postępującą katastrofę pod każdym względem, czy to gospodarczym, czy społecznym.

Tomasz Teluk