Dane gospodarcze napawają optymizmem. Cieszy też jasna i konkretna strategia rządu. Martwi brak reform i zbyt duży interwencjonizm państwa w gospodarkę.

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego można być zadowolonym. Wskaźnik koniuktury dla handlu detalicznego w tym miesiącu jest wyższy od 17 lat. Pomogło 500+. Ruszyła się budowlanka, na skutek zapowiedzi rządowego programu mieszkaniowego. Produkcja przemysłowa jest na najwyższym poziomie od lat 6., ale przecież nie ma cudów, takich rzeczy nie załatwia się w rok, dwa.

Widać więc wyraźnie, że dobra passa, to w dużej mierze efekt państwowego interwencjonizmu, a także utrzymanie dobrego kursu z lat poprzednich. Czy rządowi uda się rozpędzić gospodarkę, pomóc wszystkim potrzebującym i jeszcze to wszystko zbilansować? Na powyższe pytanie jednoznacznie odpowiedzieć się nie da.

Wicepremier Morawiecki nakreślił swą strategię z rozmachem. Polska jako kraj innowacji. Samochody elektryczne. Strategiczna inwestycja środkowoeuropejskiego portu lotniczego. Jeśli dodać do tego wielkie programy socjalne - budżet będzie pękał w szwach.

Według najnowszych danych Eurostatu Polska należy wciąż do średnio zadłużonych krajów Unii Europejskiej. Podczas, gdy Grecja notuje poziom zadłużenia w wysokości 179 proc. PKB, Włochy - 132,6 proc. PKB, Belgia - 105,9 proc. PKB, Czechy - 37,6 proc., Dania 37,8 proc., Rumunia 37,6 proc. - w naszym kraju jest to 54,4 proc. PKB na koniec zeszłego roku. To i dużo i mało w zaprezentowanej skali porównawczej. Nie jest źle, ale tendencja wzrostu zadłużania państwa jest widoczna.

Polska jest wciąż atrakcyjna dla inwestorów. Wyróżniają nas stosunkowo niskie koszty pracy, które jednak wzrosły w zeszłym roku o 4,1 proc. Zagraniczne firmy chcą inwestować w naszym kraju, mają tu dobre warunki ale muszą płacić coraz więcej pracownikom.

Rząd radzi sobie z wykonywaniem budżetu. W pierwszym kwartale tego roku wpływy rosły szybciej niż wydatki. Deficyt osiągnął 3,8 proc. planu rocznego, ale wpływy osiągnęły aż 27,3 proc. planu rocznego. Oznacza to, że do Skarbu Państwa wpłynęło 8,4 mld zł więcej niż przed rokiem. Agencja Moody’s podwyższyła prognozę dynamiki PKB Polski w 2018 do 3,1 proc. i 3,2 proc. w roku obecnym zarazem zmniejszyła przewidywany poziom deficytu finansów publicznych do 3 proc. PKB.

Według analityków na poprawę prognoz wpływa mocna konsumpcja oraz poprawa na rynku pracy, a także dobra absorpcja środków unijnych. Widać więc wyraźnie, że interwencjonizm państwa ma duży wpływ na pobudzanie gospodarki. Analogicznie po stronie wydatków. Deficyt finansów będzie rósł właśnie ze względu na realizacje programów socjalnych czy obniżenie wieku emerytalnego.

Rząd radykalnie poprawił ściągalność podatków, przez co łatwiej mu dysponować budżetem. Nie można się oprzeć wrażeniu, że pokłada on swą główną nadzieję w sprawczej sile państwa. Gwarancje dla eksporterów, dotowanie start-upów, mają pomagać, wyręczając niepewne siły rynkowe. Czy to dobre? Z pewnością niepewne, bowiem firmy przyzwyczajone do opieki ze strony państwa, niekoniecznie poradzą sobie na rynku samodzielnie. W ten sposób wiele środków może okazać się zmarnowanych.

Przedsiębiorcy wciąż czekają na udogodnienia, tak, aby mogli prowadzić biznes we własnym zakresie. Nie oczekują kolejnych pakietów ustaw, ale uproszczenia obecnych przepisów i likwidacji tych, które im szkodzą. Wciąż gros czasu muszą marnować na bezproduktywne obowiązki biurokratyczne, zamiast na prowadzenie działalności gospodarczej. Jeśli pozwoli im się działać, a daniny ustali na odpowiednim poziomie, nikt nie będzie ich musiał ścigać jako przestępców gospodarczych, bo w wielu przypadkach muszą oni kombinować, aby przeżyć, zwłaszcza jak nie mieszczą się w ramach modelu stworzonego przez urzędników i nie podlegają oni ochronie dotacyjnej.

Na horyzoncie nie widać też głębokich reform systemowych - podatkowych, w służbie zdrowia, natomiast wciąż pojawiają się propozycje zwiększające wydatki budżetowe. Wzrost ściągalności podatków wraz ze wzrostem PKB nie są w stanie opłacić wszystkiego. Dlatego bardziej prawdopodobne, że będziemy zadłużać się coraz bardziej, na wzór krajów Europy Zachodniej, niż żyć coraz oszczędniej, jak to robią Estończycy, Czesi czy choćby Rumunii i Bułgarzy.

Tomasz Teluk