Donald Tusk odmówił stawienia się w Prokuraturze Okręgowej, gdzie miał złożyć zeznania w sprawie współpracy naszych służb z rosyjską FSB. Czy to oznacza, że może wszystko?

Zawiadomienie zostało wysłane do szefa Rady Europejskiej już kilkanaście dni wcześniej. Niemniej ustami swego rzecznika odmówił on stawienia się prokuraturze. Prezydent Europy ma ważniejsze rzeczy do roboty - zdaje się mówić jego rzecznik.

Śledztwo ma związek z podjęciem współpracy między polskimi Służbami Kontrwywiadu Wojskowego a rosyjską FSB.  Tusk miał zostać przesłuchany jako świadek. Śledczy chcieli wiedzieć, czy współpraca z Rosjanami odbywała się za jego zgodą. Jeśli nie, byli szefowie SKW mogli popełnić przestępstwo. Jeśli tak, kontrowersyjna współpraca z 2010 r. powinna być i tak szczegółowo zbadana.

Komentatorzy są zgodni, że każdy może być przesłuchiwany w charakterze świadka. Donald Tusk ma sporo do powiedzenia w tej sprawie, gdyż dotyczy ona okresu, gdy był premierem i to właśnie jemu podlegały służby.

Postawa nonszalancka, a właśnie za taką należy uznać odmowę stawienia się na przesłuchanie, sugeruje, że urzędnicy europejscy stawiają się ponad prawem. Właśnie za takie praktyki - uciekanie od jakiejkolwiek odpowiedzialności prawnej i politycznej przez unijnych biurokratów, krytykowana jest od lat Unia Europejska.

W wezwaniu Tuska do prokuratury trudno doszukiwać się przypadku. Inna sprawa zaś, że polityk podczas podczas swej drugiej kadencji, może być wzywany do stawienia się w rozmaitych sprawach wielokrotnie. Wówczas przekonamy się, czy europejscy biurokraci są zwykłymi obywatelami czy nadzwyczajną kastą społeczną, której prawo nie obowiązuje.

Tomasz Teluk