Finansowanie prywatnych instytucji kulturalnych przez spółki Skarbu Państwa, gwarantowanie finansowania z budżetu państwa przez kolejne… 50 lat. Tak wyglądało życie resortowych artystów za czasów PO.

 

Nic więc dziwnego, że są desperacko lojalni wobec poprzedniej władzy i nie wahają błaźnić się wypowiedziami na temat historii, demokracji czy wolności słowa. Przecież właśnie za to brali pieniądze podatników.

Szokujący związek artystów z politykami opozycji ujawnił minister kultury prof. Gliński w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”. Już zapowiedział audyty w tej sprawie. Niewykluczone, że najbardziej bulwersującymi przypadkami zajmie się prokuratura.

„Jeżeli odzyskujemy spółki Skarbu Państwa, to eliminujemy patologię, polegającą np. na tym - mogę to powiedzieć jako minister kultury - że spółki te finansowały prywatne teatry założone przez osoby aktywnie popierające poprzednią władzę. (…) To byli ludzie finansowo zależni od poprzedniej władzy, która w ten sposób kupowała sobie poparcie” - mówi minister kultury.

Przez ostatnie ćwierćwiecze artyści mieli się w najlepsze - pełne kieszenie, towarzystwo polityków, idealna symbioza. Nadejście rządów PiS sprawia, że świat wali im się na głowę. Przecież pół wieku finansowania ze strony państwa to zabezpieczenie dla dwóch pokoleń. Nie wierzą, że to może się zmienić.

Wiele przedsięwzięć artystycznych epoki III RP wołało o pomstę do nieba. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że powstały wyłącznie dzięki przymusowej hojności podatnika. Teraz poziom artystyczny ma szansę być weryfikowalny.

Aż cisną się na usta słowa jednej z piosenek Kazika: „Wszyscy artyści to….”

Tomasz Teluk