W toku informacji, które przedostają się do opinii publicznej, najbardziej prawdopodobne motywy przyświecające niedoszłym zamachowcom we Wrocławiu i w Warszawie, mają podtekst polityczny.

Informacja, że bomber z Wrocławia przygotowywał kolejne zamachy i to niewykluczone, że także podczas trwania Światowych Dni Młodzieży, zelektryzowała świadomość decydentów. Można więc sobie wyobrazić, że bomber nie jest chorym psychicznie samotnym wilkiem, lecz jego działanie było starannie przemyślanie i zaplanowane.

Być może nienawidzi on tych wszystkich katoli, którzy będą się wkrótce zjeżdżać do Polski, aby spotkać się z papieżem Franciszkiem. Jeśli czyn bombera miał mieć motyw antyreligijny, należy się poważnie zastanowić nad takimi możliwościami. Prawdopodobnie zamach we wrocławskim autobusie miał być tylko testem przed dalszymi planami studenta chemii i jemu podobnych.

Z kolei w przypadku warszawskich anarchistów, którzy podkładali materiały wybuchowe pod radiowozy i zostali przyłapani na gorącym uczynku, sprawa poznania ich motywów działania jest dużo prostsza. Sami przyznali się do winy i jako jeden z wątków pojawia się niechęć do obecnej władzy oraz utożsamianie aparatu przymusu z obozem rządzącym.

Innymi słowy, anarchistom nie podobają się rządy Prawa i Sprawiedliwości i postanowili z nimi walczyć radykalnymi środkami. Anarchiści nienawidzą władzy w ogóle, ale ten rząd jest dla nich spełnieniem najmroczniejszych koszmarów. Toż to, jak mówią światli ludzie, brunatny faszyzm w najbardziej represyjnej postaci. Takich się wysadza – dosłownie.

W obu przypadkach nietrudno znaleźć jeden wspólny wątek: polityczne tło aktów przemocy wymierzonych w społeczeństwo. Wszystkich niedoszłych zamachowców łączy jedno: agresja wobec tego, co dzieje się obecnie w Polsce. Postanowili oni wziąć w końcu sprawy w swoje ręce. Skoro liderzy opozycji tego nie potrafią, a wciąż o tym mówią, to być może kreowali się na bohaterów.

Bo przecież nie udawajmy, że zamachowcy wzięli się znikąd. Do wyjścia na ulice wzywali chyba już wszyscy politycy, począwszy od emerytowanych: Frasyniuka czy Wałęsy, po obecnych liderów partii ostrzegających przed wojną domową. Do tego można dorzucić skrajnie nieodpowiedzialne wypowiedzi dziennikarzy w stylu Tomasza Lisa czy Jacka Żakowskiego, dla którego KOD to Hamas, czyli zarówno partia, jak i terrorystyczna bojówka.

Politycy i autorytety medialne powinni zastanowić się nad odpowiedzialnością za słowo. To, co dla nich jest mocną polityczną zagrywką, przez wielu szarych obywateli jest odbierane dosłownie. Dla wielu przeciwników PiS słuchających Frasyniuka i Żakowskiego, zagrożenie faszyzmem i katolicki terror stał się wydumanym zagrożeniem. Stąd już niedaleko do agresji.

Tomasz Teluk