Prawo i Sprawiedliwość zapomina, że w polityce liczy się skuteczność, a o poparciu wyborców decydują emocje. Ostatni sondaż IBRIS, dający PiS tylko dwa punkty procentowe przewagi nad PO, choć mało wiarygodny, jest mimo wszystko pewnym sygnałem ostrzegawczym.

29 proc. poparcia dla ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego, aż 27 proc. - dla PO pod wodzą Grzegorza Schetyny. Oznacza to spadek poparcia dla PiS o 5 punktów procentowych oraz wzrost notowań PO o 10 punktów procentowych. Z badania wynika jednoznacznie, że wyborcy PiS przechodzą do PO, bo poparcie dla innych partii jest mniej więcej stałe. Dlatego sondaż IBRIS można włożyć między bajki.

Niemniej nie można udawać, że kulawa dyplomacja ministra Waszczykowskiego, desperacka obrona Misiewicza przez ministra obrony, czy buńczuczne zapowiedzi dzierżenia władzy po wieczne czasy przy równoczesnym otwieraniu wojny na wszystkich frontach - nie pozostają bez wpływu na sympatie polityczne Polaków.

Można odnieść wrażenie, że już wszyscy zmęczeni są nieustającą wojną polsko-polską. Ostudzenie emocji jest niezbędne, bo faktycznie obywatele cenią sobie bardziej święty spokój od ciągłego życia w napięciu, czego na codzień im nie brakuje. Miejmy nadzieję, że liderzy PiS w tym duchu zinterpretują niekorzystny sondaż.

Nie można ze spokojem słuchać jednostronnej narracji z obu stron barykady. Nawet jeśli chodzi o tak obrzydliwe zachowania jak protesty przeciwników obecności Jarosława Kaczyńskiego na Wawelu. A jak zachowywali się przeciwnicy Wojciecha Jaruzelskiego na Powązkach? Można skrajnie negatywnie oceniać działalność generała, ale jeśli ktoś w ostatnich dniach nawrócił się - ma prawo do godnego pogrzebu. O tym zapomniała wówczas część środowisk prawicy, teraz pewnie słusznie oburzająca się na zachowanie krakowskich kodziarzy.

Nie piszę tego po to, aby wywoływać kolejne dyskusję, ale po to, aby zastanowić się, do czego dalej prowadzi taki wyniszczający spór. Prowadzi on do swoistego układu, na które obie strony konfliktu zdają się godzić. Teraz rządzicie wy, potem my i tak w kółko. Wówczas dobro Polski schodzi na plan dalszy, a może i w naszym kraju pojawią się w końcu populiści, którzy będą chcieli wykorzystać tę męczącą sytuację. 

Tomasz Teluk